Szkoły do wygaszenia

Władze Łodzi chcą zlikwidować wiele liceów. Aby jednak nie brzmiało to zbyt strasznie, posługują się terminem „wygaszanie”. Licea będą więc wygaszane, a nie likwidowane. Widocznie dopóki szkoły płoną, tj. funkcjonują, zagrażają miastu. Trzeba więc je dla dobra mieszkańców ugasić, tj. wydusić jak młode kurczaki.

Nowomowa godna systemów totalitarnych. Podczas debaty na temat „wygaszania szkół” padły jeszcze inne słowa, które mają zohydzić likwidowane szkoły w oczach mieszkańców. Jak czytamy w „Gazecie Wyborczej”, placówki do likwidacji przyrównano do suchych gałęzi, które trzeba uciąć, aby drzewo żyło (zob. tekst). Jeszcze parę takich określeń, a wszyscy zaczniemy nienawidzić te placówki. Kochamy przecież drzewa, a nie gałęzie, szczególnie suche.

W szkołach, którym władze dają prawo do życia, przekonuje się nauczycieli, aby zaakceptowali uśmiercanie innych placówek. Mamy siedzieć cicho i cieszyć się, że żyjemy i pracujemy. Zaprotestujemy, to sami pójdziemy pod nóż. Atmosfera zamykania gęby i odwracania wzroku kwitnie w wielu szkołach. Kogoś władza musi zarżnąć, więc jeśli nie ich, to nas. Podobno solidarność już była. Teraz przyszła pora na cichą radość z cudzych kłopotów?