Bariery dla studentów

W roku akademickim 1989/1990, kiedy rosyjski przestał być obowiązkowym językiem obcym w szkołach, rusycystykę opuściła większość studentów. Przenieśli się na socjologię, historię, psychologię, prawo, inne filologie itd. Zostali nieliczni, którym było wszystko jedno, czy będą pracować w zawodzie. Być może liczyli na pracę poza sferą budżetową.

Obecnie podobnego exodusu nie ma na kierunkach pedagogicznych, mimo że dramatycznie zmniejsza się liczba miejsc  pracy w szkołach. Wręcz nie wiadomo, co zrobić z tymi, którzy już pracują. Mimo to np. na polonistyce studiuje dzisiaj więcej studentów niż w latach 90., kiedy to praca w szkołach jeszcze była. Dzisiejsi absolwenci nie mają żadnych szans na zatrudnienie przy tablicy, a mimo to lecą na polonistykę jak ćmy do światła. Być może liczą, że duże zapotrzebowanie na polonistów będzie poza Polską.

Studenci rusycystyki z roku 90. mieli rozum, więc się wycofali. Nikt ich do tego nie zmuszał, decyzję podjęli sami, a uczelnie poszły im tylko na rękę. Dzisiaj nikt nie powstrzymuje tego pędu do kierunków pedagogicznych, nie ogranicza liczby miejsc, nie zniechęca. Dlatego rodzi się pytanie, czy powinniśmy stwarzać bariery dla studentów. Czy nie należałoby wymusić na uczelniach, aby na polonistykę przyjmowały, tak jak na aktorstwo, historię sztuki czy archeologię śródziemnomorską, tylko 15-20 osób rocznie, a nie jak jest dzisiaj – po 200-300?

Czy powinny być finansowane z budżetu studia, które w tak wielkiej masie są zagrożeniem dla absolwentów? Są bowiem kuźnią frustratów, którzy mimo dyplomu nie znajdują pracy w swoim zawodzie. Czy też mamy młodym ludziom fundować dowolne studia, a potem czekać aż się pozabijają z zawiści, frustracji i niespełnienia?

Uważam, że powinniśmy zmierzać w kierunku zmiany wolnego studiowania w odpowiedzialne studiowanie. Liczba miejsc na kierunkach dających minimalną szansę na pracę powinna być stale zmniejszana, aż do wprowadzenia elitarności tych studiów, np. aktorstwo, polonistyka, historia sztuki, filozofia, socjologia itd. – tylko dla wybitnych i zdesperowanych. W razie czego niech kandydaci próbują – jak na aktorstwo – zdawać po 4-5 razy.

Niestety, potencjał autodestrukcyjny wśród absolwentów liceów jest zbyt wysoki, aby pozwalać każdemu na wolność wyboru. Najlepsi niech studiują na publicznych uczelniach, co chcą, choćby księżycologię, a reszta tylko to, co wyznaczy im polityka edukacyjna państwa, albo nic.