ZNP i Solidarność protestują

Obydwa związki zawodowe wystąpiły przeciwko zmuszaniu nauczycieli do spędzania całego czasu pracy w szkole (zob. stanowisko ZNP oraz protest Solidarności). Nauczyciele mogą bowiem, co wynika z Karty, część swoich obowiązków wykonywać poza miejscem zatrudnienia, np. w domu, na ulicy, w bibliotece, czyli gdzie chcą. Tymczasem niektóre samorządy usiłują zatrzymać nauczycieli w szkole na pełnych osiem godzin dziennie.

Rozumiem intencję władz samorządowych. Chodzi tu bowiem o upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu. Po pierwsze, obecność nauczycieli na terenie szkoły, cokolwiek by oni tam robili, oznacza zapewnienie opieki uczniom. Nauczyciel może przecież sprawdzać prace czy przygotowywać się do lekcji i jednocześnie czuwać nad uczniami, którzy np. czekają na rodziców. Takie rozwiązanie to znaczny zysk dla gmin (nie będą musiały zatrudniać opiekunów świetlic). Po drugie, konieczność siedzenia w szkole przez osiem godzin uniemożliwi pracę nauczycieli na kilku etatach. Obecnie niejeden z nas ma tak ułożony plan, że może biegać z placówki do placówki, a sprawdzanie zeszytów czy przygotowywanie się do lekcji wykonywać wieczorami lub w nocy. Niektórzy nauczyciele pracują w ten sposób – w szkołach i w domu – po 14-16 godzin dziennie, a inni nie mają żadnej pracy.

Rozumiem zarówno władze gmin, jak i nauczycieli. Każdy w tym konflikcie szuka swego. Nauczyciele chcą jak najwięcej zarobić, a samorządowcy chcą jak najwięcej z nauczycieli wycisnąć za jak najmniejsze pieniądze, przy okazji też zmniejszyć bezrobocie. Wszystko to rozumiem. Jednak warto pamiętać, że nie żyjemy w państwie autorytarnym, w którym życzenie władzy jest rozkazem dla obywateli. Wydaje mi się, że żyjemy w państwie prawa. A zatem istnieje inna droga forsowania przez władze samorządowe swoich pomysłów niż łamanie prawa. Tymczasem wielu samorządowców traktuje szkoły jako sfery wolne od zasad demokratycznego państwa. Uważają, że nauczycielom można wydać polecenie, tłumacząc się nadzwyczajnymi okolicznościami, np. kryzysem, brakami w budżecie itd. Jak na razie kryzys nie uzasadnia zamordyzmu i łamania prawa.

Dlatego związki zawodowe, co jest ich rolą, więc nie miejmy im tego za złe, przypominają samorządowcom, że najpierw powinny się odbyć konsultacje, dyskusje, debaty, ewentualna zmiana prawa, a potem dopiero jego egzekwowanie. Siłowe łamanie Karty Nauczyciela, cokolwiek by o niej ktoś sądził, to bezprawie i polityczne łajdactwo. Dlatego, mimo zrozumienia dla intencji samorządów, sprzeciwiam się temu procederowi. Nie zostanę więc w szkole przez osiem godzin, lecz część pracy wykonam w domu. Do podobnej postawy zachęcam innych nauczycieli. Nie dajmy sobą pomiatać!