Podwyżki i obniżki

Pensje nauczycieli w roku 2012 mają wzrosnąć o 3, 8 proc. W moim przypadku (nauczyciel dyplomowany) będzie to podwyżka o 97 zł brutto. Jednak przyszłoroczna podwyżka zostanie poprzedzona obniżką. Władze wielu miejscowości szukają sposobu, jak mimo konieczności podniesienia belfrom pensji zapłacić im mniej. Jedną ręką będą więc dawać, a drugą odbierać.

W Warszawie planuje się zmienić zasady przyznawania dodatku motywacyjnego (zob. info). Obecnie dodatek ten liczony jest na etat, np. 200 zł, a dyrektorzy decydują, komu ile przyznać. Mogą dzielić po równo, jeśli wszyscy nauczyciele zasługują na dodatek, lub jednemu wypłacić tysiąc zł, a czterem osobom nic. Szkoła w każdym razie dostaje ustaloną z góry kwotę, a dyrekcja dzieli wg uznania. Z budżetu gminy wychodzi zawsze ta sama kwota.

Władze Warszawy widzą w dodatkach motywacyjnych źródło oszczędności. Chcą, aby dodatek wynosił od złotówki (dla najgorszych) do ponad tysiąca (dla najlepszych). Teoretycznie byłoby to samo, gdyż najlepsi otrzymywaliby sporą premię, jednak  faktycznie wydatki gminy byłyby mniejsze. Gmina mogłaby ustalać, ilu ma być w szkole najlepszych nauczycieli, np. tylko trzech, ilu średnich, np. pięciu, oraz ilu takich, którzy motywowani byliby do pracy symboliczną złotówką. Władze z góry ustalałyby, na ilu najlepszych nauczycieli stać budżet. Należy się spodziewać, że wiele gmin stać będzie tylko na symboliczną złotówkę.

Warszawa daje przykład, jak oszczędzać na belfrach. Podobnie kombinują władze innych miejscowości. Zanim więc nauczyciele zaczną cieszyć się z podwyżek, najpierw będą musieli zapłakać z powodu obniżek. Niestety, bilans nie wyjdzie nawet na zero. Raczej będzie strata – zanim dostanie ktoś stówę, najpierw straci dwieście.