Dlaczego nauczyciele ściągają?

Mnóstwo nauczycieli spędziło weekend na dokształcaniu. Jedni są na studiach licencjackich (drugi kierunek), inni studiują podyplomowo. Kto tylko może i musi, ten powiększa kwalifikacje, aby tylko nie być pierwszym do zwolnienia. Podobno w niedalekiej przyszłości w szkołach będą pracować tylko dwuprzedmiotowcy. Dlatego nauczyciele się kształcą.

Belfrów pilnie obserwują wykładowcy. Jeden z nich zwierzył mi się, jak to nie mógł się doczekać, kiedy jego studenci, praktykujący nauczyciele, będą pisać kolokwium. Bardzo chciał się dowiedzieć, czy nauczyciele ściągają. To był dawno. Teraz już nie ma żadnych wątpliwości. Od lat ów wykładowca jest świadkiem, jak nauczyciele ściągają niczym leniwi uczniowie. Zresztą plagiaty też przynoszą. Uczyć im się nie chce, a wyniki pragną mieć wysokie. Dlatego oszukują.

Nauczyciele studiują i myślą, że na uczelni przestają reprezentować szkołę i swoją grupę zawodową, a stają się tylko i wyłącznie studentami. Niestety, wcale tak nie jest. Dla wykładowców nauczyciele nie są żadnymi studentami, tylko nauczycielami studiującymi. Gdy ściągają, rzucają cień na morale nauczycieli w ogóle. Poza tym warto pamiętać o zasadzie, że góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek spotka człowieka. Dochodzi – co mi powiedział znajomy wykładowca – do sytuacji, że widzi on, jak ściąga nauczyciel jego dziecka. Belfer myśli, że nikt go na uczelni nie zna, a tu, proszę, tatuś albo mamusia ucznia jest wykładowcą. Inne nazwisko rodzica niż dziecka nie powinno zmylić.

Moim zdaniem, ów wykładowca oraz wszyscy inni pracownicy uczelni nie powinni o tym plotkować. Na ich miejscu złapałbym jednego czy drugiego nauczyciela i przykładnie ukarał. Co bowiem można wybaczyć uczniom, tego w żadnym wypadku nie powinno się darować belfrom. A koleżankom i kolegom przypominam, że my mamy na czole napisane, iż jesteśmy nauczycielami. Żadna czapka tego napisu nie zakryje.