Edukacja nieufności

W szkołach zaczął się okres zebrań wychowawców z rodzicami. Kto dotąd nie miał dziecka w wieku szkolnym, ten może się zdziwić, jak bardzo zmieniły się relacje między nauczycielami a rodzicami. Dziś nic nie odbywa się na gębę – wszystko musi zostać potwierdzone na piśmie.

Protokołowane są zebrania z wychowawcą. Wyznaczony rodzic zapisuje, niczym zawodowy protokolant, wszystkie szczegóły zebrania. Lista obecności też musi być z podpisami rodziców. Do protokołu wpisuje się nazwiska osób, które nie przybyły na zebranie. Rodzice potwierdzają podpisami, że wychowawca zapoznał ich z różnymi informacjami, np. zasadami oceniania albo prawami i obowiązkami ucznia. Jeśli nauczyciel nie ma tych podpisów, to dla nadzoru pedagogicznego znaczy, że roboty nie wykonał. Słowo nauczyciela, iż poinformował rodziców o tym czy o tamtym, nie znaczy nic. Muszą być podpisy (zob. materiał).

Każdy kontakt z nauczycielem jest potwierdzany podpisem rodzica. Sam wpis nauczyciela, że spotkał się z rodzicem, nie ma żadnej wartości. Także relacje uczniów z nauczycielami coraz częściej przybierają formę pisemną. Uczeń podpisuje, że nauczyciel zapoznał go z zasadami organizacji egzaminu maturalnego, prawami i obowiązkami, bezpieczeństwem w szkole itd. Nawet fakt, że nauczyciel prosił uczniów o zgłaszanie propozycji tematów godzin wychowawczych, dzieciaki muszą potwierdzić podpisem (w imieniu klasy podpisuje się samorząd).

Im więcej nauczycielowi uda zebrać się podpisów, tym lepszy z niego belfer. Tak oto jesteśmy świadkami, jak przemija edukacja rozmowy, a zaczyna się edukacja podpisu. Sokrates przewraca się w grobie, a biurokraci zacierają ręce.