Miłoszówka

Rok Miłosza trwa w najlepsze, ale w sklepach z alkoholami Miłoszówki jak nie było, tak nie ma. Odwiedziłem wczoraj ten przybytek z zamiarem zakupienia kilku nowości, jednak kazano mi zadowolić się samymi starociami: Chopinem i Sobieskim. Noblisty nie było ani jednego. Trzeba było wziąć czysty spirytus.

Dlaczego polonista ma pić Chopina? Czy ja uczę muzyki? Dlaczego nauczyciel literatury ma upajać się Sobieskim? Czy ja historyk? Ktoś obeznany ze sprawą podpowie, że przecież jest Pan Tadeusz. Racja. Jednak ile można? Na samą myśl, że mam znowu wychylić Pana Tadeusza, zbiera mi się na mdłości. Odświeżyłbym umysł Miłoszówką. Przed żoną mógłbym się wytłumaczyć. Przecież trwa Rok Miłosza, więc Miłoszówkę pić należy.

Na początku lipca byłem w Krasnogrudzie, miejscu szczególnie bliskim Miłoszowi. W dworku, który należał do rodziny poety i w którym bywał on jako dziecko, działa Międzynarodowe Centrum Dialogu. Bywają tam artyści, filozofowie – i piją, a jakże, piją. Wystarczy zajrzeć pod pomost, aby się przekonać, co piją. Artyści i uczeni rzucają puszki i butelki do jeziora jak każdy normalny człowiek. Widziałem więc po śladach, jakie zacni ludzie pozostawili, że Miłoszówki nie pili. Bo takiej marki nie ma. Musieli więc zalewać się byle czym.

A teraz z innej beczki. Tadeusz Różewicz w wierszu „Dlaczego poeci piją wódkę” czyni aluzje tak jasne i oczywiste, że aż wstyd, iż jeszcze nie napędzono dla niego Różewiczówki. Całe szczęście, że są wakacje, jest trochę wolnego, więc można wziąć sprawy w swoje ręce i samemu te nalewki przygotować. I właśnie uroczyście oświadczam, że już się robią: Miłoszówka i Różewiczówka. Na wybory będą gotowe, bo inaczej nie dałoby się znieść tego, co przyniesie nam jesień.