Stereotypy edukacyjne

Podstawówka powinna być mała, a nie żaden moloch. Wiejskie szkoły często lepsze od wielkomiejskich. Gimnazjum najlepsze społeczne albo prywatne. Katolickie bardzo dobre, bo bezpiecznie. Tylko Kościół potrafi gimnazjalistów za łeb trzymać. Gdzie indziej przemoc i agresja. Liceum najlepiej wybrać publiczne, państwowe. W prywatnych alkohol, narkotyki i seks, nauki zero. Najlepszymi wychowawcami są kobiety, a ważnych przedmiotów powinni uczyć mężczyźni.

Nauczyciele i nauczycielki starają się uczyć jak najgorzej, aby nagonić sobie ludzi na korepetycje. Każdy udaje w pracy konowała, a rzetelnie pracuje dopiero wtedy, gdy udziela korepetycji albo prowadzi kursy. W szkole niczego się nie nauczysz. Możesz dziesięć lat chodzić na lekcje angielskiego, a będziesz umiał tylko „how are you” i „good morning”. Bez korków i kursów daleko nie zajedziesz.

Uczelnie w kraju liczą się tylko trzy, może cztery. Prywatne wszystkie do niczego. Los ich niepewny. Dziś są, jutro nie ma. Studiuje się dla papierka, a robotę ma się dzięki plecom. Im studia łatwiejsze, tym lepsze. Wiedza na uczelniach niewiele warta. Do niczego się nie przyda.

Kadra na uczelniach chałturzy. Nauki nie uprawia żadnej. Każdy goni od roboty do roboty. Zajęcia odwołuje albo się spóźnia i wcześniej kończy, na konsultacje nie przychodzi w ogóle, dla studentów nie ma czasu. Dobry student to taki, który nie zawraca głowy. Na studiach poziom żenujący, na wykładach i ćwiczeniach bez komórki i laptopa zanudzisz się na śmierć.

Uczniowie udają, że są uczniami, nauczyciele, że są nauczycielami, szkoła udaje, że jest szkołą, a uczelnia – uczelnią. Każdy bije pianę i próbuje się jakoś ustawić. Minister edukacji kłamie jak Pinokio, a za Giertycha było dobrze. Widmo komuny krąży nad edukacją.