Lewe teczki awansu

Nauczyciele ubiegający się o awans przygotowują teczki z opisem swoich osiągnięć. Ponieważ praca nie należy do łatwych, zwykle bierze się czyjeś materiały na wzór. Tak robią wszyscy. Moja teczka awansu też krąży po świecie i służy ludziom za drogowskaz. To chyba nic złego.

Niestety, niektórzy ludzie potrzebują większej pomocy. Chcieliby mieć teczkę gotową, napisaną przez innych. Pół biedy, jeśli do pisania zasiądzie grono przyjaciół i pod kierunkiem nauczyciela ubiegającego się o awans tworzy potrzebne materiały. Niejednemu belfrowi koledzy taką teczkę stworzyli. A sam zainteresowany ograniczył swoją aktywność do podawania piwa. To też chyba nie taki zły czyn.

„Głos Nauczycielski” ujawnił, że w internecie można znaleźć oferty przygotowania teczki awansu za opłatą (zobacz materiał). Specjaliści od teczek przygotowują na życzenie dowolne opisy osiągnięć zawodowych. Zmyślają jak z nut. Tak dobrze, że komisja nie ma prawa się przyczepić. Papier jest cierpliwy, więc jak nauczyciela stać, można z niego zrobić choćby Korczaka. Podobno tysiąc złotych wystarczy (zobacz komentarz redaktora naczelnego).

Co ja na to, że ludzie są zaradni i swój awans opierają na oszustwie? No cóż, swoją teczkę awansu tworzyłem ponad dwa lata. Nie dlatego, że tyle miałem osiągnięć. Po prostu byłem tak zarobiony, iż nie miałem czasu usiąść. O mały włos, a musiałbym zaczynać staż od nowa, gdyż na złożenie teczki ma się trzy lata od ukończenia stażu. Umordowałem się jak głupi. Komisja, niestety, była moją teczką zainteresowana niczym zeszłorocznym śniegiem. Gdybym wziął segregator koleżanki i zmienił w nim tylko stronę tytułową, nikt by się nie połapał. Dlaczego tego nie zrobiłem? Tylko dlatego, że nie chciałem, aby się babcia w grobie przewracała. Nauczyciele, którzy kupują teczki awansu w internecie, widocznie nie mają takiej babci. Zapewniam, wielka strata.