Edukacja, czyli dziadostwo

Władze Krakowa obcięły budżet przedszkoli o 90 procent (zob. tekst). Kiedy to przeczytałem, pomyślałem: „Dopiero teraz?”. W Łodzi od wielu lat funkcjonujemy z tak okrojonymi budżetami. Do przedszkola, gdzie chodzi moja córka, noszę papier toaletowy, ręczniki papierowe, chusteczki higieniczne itd. Zabawki i pomoce edukacyjne też kupują rodzice. Nawet toner do drukarki w przedszkolu.

A jednak i w Łodzi jest zmiana, niech Kraków sobie nie myśli. Jak się można spodziewać, zmienia się na gorsze. Jedna ze znajomych nauczycielek, która w edukacji przepracowała 29 lat, powiedziała: „Takiego dziadostwa jeszcze nie było”. Zgadzam się, że przynoszenie do przedszkola papieru toaletowego to właśnie dziadostwo. Inaczej tego nazwać nie można.

Moja szkoła dostała zgodę na sfinansowanie pomocy dydaktycznych w kwocie dwóch tysięcy zł na cały rok. To dokładnie stanowi 10 proc. potrzeb. Na nauczyciela wypada 40 zł na rok. Co ja mogę za to kupić? Nawet na prenumeratę czasopisma metodycznego nie wystarczy. Nie wiem, co z tą kwotą zrobi dyrekcja. Może wylosuje jednego nauczyciela i kupi pomoce dydaktyczne dla niego. Pozostali nauczyciele będą musieli poczekać na lepsze czasy. Ja już czekam prawie 20 lat. I jest coraz gorzej. Po prostu dziadostwo.