Wyższość łopatologii

W szkołach wszyscy jesteśmy nastawieni na wynik. Na przykład na lekcjach języka polskiego ćwiczy się czytanie ze zrozumieniem (zob. info o wynikach w najnowszym raporcie PISA). Od pierwszej klasy szkoły podstawowej aż po liceum uczniowie czytają tekst, a potem odpowiadają na pytania zawarte w teście.

Sześciolatki, które trafiają do szkoły, także uczą się poprzez rozwiązywanie testów. Jak kogoś interesuje, jak takie testy dla maluchów wyglądają, to proszę sprawdzić tutaj oraz tutaj. Test dla licealistów niczym nie różni się od testu dla sześciolatków, zawiera tylko dłuższy materiał do czytania i kilka pytań więcej. Metoda badania wiedzy i umiejętności jest identyczna. Zob. przykładowy test na czytanie ze zrozumieniem dla licealistów.

Nastawienie na wynik doprowadziło do tego, że pewne metody zostały uznane za nieprzydatne (zob. info o metodach uczenia w Polsce). Na przykład parę lat temu szkoły wariowały na punkcie metod twórczych i aktywizujących (np. burza mózgów, drama, 6 myślowych kapeluszy Edwarda de Bono itd.). Obecnie wraca się do tradycyjnych metod (np. ćwiczenia, praca nad tekstem, wykład), ponieważ dają lepsze efekty, tj. opanowanie sztuki szybkiego rozwiązywania szkolnych testów. Natomiast metody twórcze i aktywizujące pobudzają uczniów do niezależności, oryginalności, spontaniczności, odwagi, otwartości i poczucia własnej wartości. Niestety, te cechy uczniów nie są uwzględniane w ocenianiu pracy szkół przez nadzór pedagogiczny.

Nic więc dziwnego, że metody twórcze i aktywizujące są wykorzystywane tylko przez wyjątkowych zapaleńców i szaleńców, natomiast większość nauczycieli uczy po bożemu, tzn. tak, aby dzieci uzyskiwały wyższe wyniki w rozwiązywaniu testów, szkoła dzięki temu pięła się do góry w rankingach, a dyrektor był zachwycony. W końcu do pracy przychodzi się po to, aby zasłużyć na uznanie przełożonych, a nie na ich gniew. Jeśli metody łopatologiczne dają lepsze wyniki, to po co sięgać po inne?