ZNP potrzebuje sprzymierzeńców

Rozmowy o przyszłości oświaty rząd prowadzi ponad głowami nauczycieli. Zaniepokoiło to ZNP, czego wyrazem był list prezesa S. Broniarza do premiera. Listy można pisać, ale jeszcze lepiej przygotować się na bezpośrednie starcie. Myślę, że jest ono nieuniknione. ZNP musi przede wszystkim wiedzieć, na jakich sprzymierzeńców może liczyć, gdy do takiego starcia dojdzie.

ZNP to najliczniejszy związek nauczycieli w Polsce, jednak nie jedyny. Jest przecież jeszcze oświatowa Solidarność. Co planują koledzy z Solidarności? Bóg raczy wiedzieć, w szkołach bowiem od jakiegoś czasu panuje kompletna cisza. Czytam czasem na tablicy informacyjnej tego związku, że przewodniczący wysłał list albo zaprotestował. Wisi potem ta informacja rok albo dwa lata, więc nauczyciele mają wrażenie, ze tylko na tyle stać Solidarność. Podejrzewam, że oddzielnie każdy ze związków nauczycielskich stać na niewiele, jednak gdyby uderzyli razem, mogliby zdziałać znacznie więcej.

Są w szkole jeszcze nauczyciele niezrzeszeni. Gdyby wziąć razem członków ZNP i Solidarności, to nie stanowią nawet jednej trzeciej wszystkich nauczycieli. A zatem większość to nauczyciele, którzy nigdzie nie należą. Czasem agituję, aby przystąpili do ZNP (sam należę od wielu lat do tego związku), jednak udaje mi się przekonać jednostki. Niezrzeszeni nie są przeciwni ZNP, proszą, by ich uznawać za sympatyków i przyjaciół. Myślę, że w razie sensownej akcji można będzie na nich liczyć. Warunkiem koniecznym jest jednak to, aby obydwa związki wystąpiły razem, inaczej nauczyciele niezrzeszeni będą rozdarci, jedni poprą ZNP,  a inni Solidarność. Gdyby doszło do takiego podziału, stalibyśmy się pośmiewiskiem społeczeństwa.

Pozostaje jeszcze szukanie sprzymierzeńców wśród partii opozycyjnych. Z tym, niestety, jest najgorzej. PiS to jak z deszczu pod rynnę. SLD za słabe. Wychodzi na to, że trzeba będzie dogadać się z rządem. Jeśli ZNP chce to zrobić skutecznie, musi patrzeć na problemy nauczycieli z jedynego możliwego punktu widzenia, tzn. z punktu widzenia większości. I tę większość nauczycieli trzeba za wszelką cenę pozyskać. Dlatego list prezesa S. Broniarza traktuję jako grę wstępną. Z niecierpliwością czekam na mocniejsze uderzenie.