Karta w proch, zarobki w dół

Hall proponuje takie rzeczy, że gdyby była Giertychem, już by została wysadzona z siodła. Głos sprzeciwu wobec tamtego ministra edukacji był niezwykle silny. A przecież Giertych tak naprawdę niewiele chciał zmienić. Tymczasem obecna minister edukacji chce zmienić tyle rzeczy, dla nauczycieli na gorsze, że powinien podnieść się wielki sprzeciw, a jednak w szkołach cicho. Ludzie wzruszają ramionami i niespecjalnie się planami Katarzyny Hall interesują. Jakby była ona ministrem pingwinów, a nie nauczycieli.

„Gazeta Prawna” doniosła, że Karta Nauczyciela pójdzie do lamusa, a o naszych zarobkach będą decydować samorządy (zob. materiał). Do tej pory zarobki są ustalane centralnie. Rząd jednak chce zdecentralizować i uprawnienia przekazać samorządom, a te dyrektorom szkół. Nikt nie ma wątpliwości, że oznacza to zmniejszenie zarobków, a nie podwyższenie. Wystarczy zresztą przyjrzeć się, jak minimalne dodatki motywacyjne przyznaje nauczycielom samorząd (dodatek ten jest od lat w gestii samorządu), aby nie mieć wątpliwości, że Hall zafunduje nauczycielom wielką obniżkę zarobków. A jednak w szkołach cisza, jakby ciszą i pokorą nauczyciele chcieli odwrócić od siebie zły los.

Gdyby to był Giertych, już byśmy wychodzili na ulicę. No może nie dzisiaj dosłownie, gdyż pogoda nie sprzyja ulicznym protestom, jednak na pewno nie czekalibyśmy na rozwój wydarzeń. Od razu byśmy chwycili się z poprzednim ministrem za łby.

Dlaczego nie wierzę w ideę decentralizacji zarobków nauczycieli? Po prostu fakty są takie, że samorząd musi oszczędzać na nauczycielach, gdyż fizycznie nie ma pieniędzy na wysokie pensje dla belfrów. Choćby więc nauczyciele wznieśli się na szczyty swoich możliwości, to i tak nie zarobią więcej. Owszem, dla przykładu można jedną czy dwie osoby w szkole zatrudnić na lepszych warunkach uposażenia, jednak nie wierzę, że efekty pracy wielu osób będą przekładać się na zarobki. Po prostu dla samorządów dobry nauczyciel to tani nauczyciel, a dobra szkoła to tania szkoła. Tego nie przeskoczymy, choćbyśmy nie wiem jak się starali. Jeśli więc zmiany wejdą w życie, nauczycieli czeka bieda.

Gdyby to był Giertych, podkreślam, to byśmy go rozdeptali gołymi stopami, a z Katarzyną Hall to nie taka łatwa sprawa. Trzeba będzie obuć dobre buty i szykować się do solidnego protestu w stolicy.