Czego pan nie umie, panie profesorze?

Nauczyciele przeważnie nie są omnibusami ani ludźmi renesansu. Trudno też w tym zawodzie trafić na człowieka orkiestrę czy poliglotę. Trafiają się, owszem, osoby solidne w swoim fachu, mające w małym palcu jakąś cząstkę wiedzy, ale nie ma co się oszukiwać, nauczyciele więcej nie wiedzą, niż wiedzą, więcej też nie potrafią, niż potrafią.

Nie chcę rozpisywać się o brakach moich koleżanek i kolegów, to bowiem ich sprawa. Zresztą każdy swoje braki kryje, jak potrafi. Zajmę się swoimi ułomnościami. Czego nie umiem ja? Przede wszystkim brakuje mi sprawności w językach obcych. Wstyd się przyznać, ale prawie cała wiedza, jaką wyniosłem ze szkół, już mi wywietrzała. Nie ma czasu i okazji odświeżyć. A uczyłem się trzech języków obcych – angielskiego, niemieckiego i rosyjskiego. Do tego jeszcze dochodzi łacina, w której dzisiaj jestem tak samo biegły jak w ww. językach, czyli biernie. Tego właśnie przede wszystkim nie umiem – porządnie mówić w obcych językach.

Na szkolenie nauczycieli państwo wydaje z budżetu olbrzymie pieniądze. To naprawdę kolosalne sumy. Zwykle jednak oferuje się nauczycielom nie to, czego potrzebują. A na szkolenie chodzić trzeba. Tylko dlaczego na zbędne? Dlaczego nikt nie przeprowadzi badania, czego nie umieją nauczyciele. Dlaczego nikt nie zada prostego pytania: „Czego pan nie umie, panie profesorze?” albo „Czego pani nie umie, pani profesor?”. Wystarczyłoby zapytać, a potem ofertę dostosować do potrzeb. Jak ktoś nie zna języka obcego, to niech w tym się szkoli, a jak ktoś nie potrafi obsługiwać komputera, to niech idzie na kurs informatyczny.

Tymczasem chodzimy szkolić się z tego, co wiemy. Prowadzący zażenowany przeprasza, że będzie mówił o sprawach dobrze nam znanych, ale w zamian da nam papierek ukończenia Bardzo Ważnego Kursu. Ludzie sprawiają wrażenie zadowolonych, proszą tylko, aby Bardzo Ważny Kurs trwał możliwie krótko.

Mam w dupie Bardzo Ważne Papierki z Bardzo Ważnych Kursów. Przejrzałem wspólnie z koleżankami i kolegami oferty szkoleń dla nauczycieli z kilku ośrodków doskonalenia. Nic dla nas, ale dyrekcja naciska, więc pójdziemy szkolić się z tego, co dobrze umiemy. Dostaniemy Bardzo Ważne Papierki. Tylko jak przyjadą nauczyciele z innych krajów, a przyjeżdżają coraz częściej, to gadać z nimi będą tylko anglistki i mężowie anglistek, a reszta Bardzo Dobrze Wyszkolonych Nauczycieli, gęby nie otworzy i nie powie, co umie, bo nie potrafi. W tym przede wszystkim ja. Gdybym zamiast na zbędne szkolenia chodził na kursy językowe, to dzisiaj byłbym poliglotą i nie paliłbym się ze wstydu, gdy szkołę nawiedzają obcokrajowcy.

PS: Kolega nie czeka na kursy z języka obcego dla nauczycieli, tylko chodzi na płatne w cenie ćwierć pensji miesięcznie. Tak też można, chociaż, moim zdaniem, tak właśnie nie można. Skoro w budżecie są zagwarantowane środki na szkolenie nauczycieli, to niech będą wydawane sensownie.