Na kogo głosować?

W moim liceum debatowali kandydaci na radnych. Młodzież zobaczyła na własne oczy, co sobą reprezentują regionalni politycy. Niestety, było źle. Czuję, że jeszcze jedna taka debata i zamiast udać się na wybory, w domu posiedzę i wódeczką popiję śledzie.

W debacie uczestniczyli Małgorzata Bartosiak, Barbara Gortat, Jerzy Hutek i Jacek Ochociński – kandydaci na radnych. Wśród publiczności byli uczniowie klas drugich i trzecich, w tym zaproszeni goście z innych szkół. Młodzi ludzie dali politykom intelektualny wycisk. Spotkanie zorganizował samorząd szkolny.

Wszyscy, a najbardziej Barbara Gortat, gadali jak słodkie idiotki. Dawno nie słyszałem takiego pustosłowia. Naprawdę trzeba mieć trociny w głowie, aby nie potrafić jasno i prosto odpowiadać na konkretne pytania. Na przykład na zapytanie, jak należy rozwiązać problem patologii w łódzkich rodzinach (było wcześniej o dzieciach w beczkach), pani Gortat powiedziała, że trzeba problem zbadać, rozeznać się w sytuacji, określić, na czym polega istota rzeczy, przeprowadzić badania, ustalić itd. Gdyby nie fakt, że mówiła to słodkim głosikiem, osobiście zdjąłbym ją chyba z fotela, a tak jakoś wytrzymałem. Mniej cierpliwości miała jedna z nauczycielek, która ostro zbeształa Pana Hutka, gdy ten z rozbrajającą szczerością, sam z siebie, oznajmił, iż nie pamięta jak się nazywa i co to za festiwal (chodziło o Fasion Week, ważne wydarzenie w Łodzi, o którym kandydat na radnego sam zaczął mówić). Byłby jednak ocalał w moich oczach, gdyby nie zaczął zachowywać się jak stetryczały nerwus, który o niczym nie ma pojęcia, ale wszystko go denerwuje.

Raziły widzów nie tylko brak wiedzy, prostackie zachowanie oraz nieumiejętność panowania nad emocjami, którymi uraczyli nas kandydaci. Okropnie było patrzeć na to, jak wyglądają. Zdecydowanie lepiej ubrały się panie, natomiast mężczyźni porażali niechlujstwem. Jacek Ochociński sprawiał wrażenie, jakby go sierżant wyrwał z łóżka w środku nocy i kazał zrobić dwieście pompek, a potem przeczołgać się w błocie. Te wymęczone oczy, te antenki z włosów, ta wymięta twarz – naprawdę w takim stanie nie przychodzi się na spotkania wyborcze, tak można się pokazać w klubie studenckim po trzech nocach grania w brydża. Natomiast Jerzy Hutek zdecydowanie powinien siedzieć twardo na krześle, gdyż po tym, jak wstał, zobaczyliśmy, że krawat celowo zawiązał wysoko i krótko, aby wszyscy mogli podziwiać opasły brzuch. Zalecam wszystkim panom, aby najpierw pokazali się jakiejś kobiecie, która oceni, czy w takim stanie można wyjść do publiczności. Ja byłem zniesmaczony.

Na zakończenie każdy z kandydatów krótką wygłosił mowę pt. „Łódź moich marzeń”. Małgorzata Bartosiak przeczytała swoją ulotkę wyborczą. Muszę przyznać, że bardziej twórcze są średnio inteligentne nastolatki ze szkoły dla krawcowych. Było w tej ulotce coś o zainteresowaniach, lubię to i tamto, a potem porażający slogan: „nie oddajmy naszego miasta osobom z zewnątrz”. Miałem wrażenie, że jedynym atutem tej pani jest to, iż uważa się za osobę stąd. Jednak bycie ziomalem w Łodzi nie jest takie proste. Gdy mieszkałem na Limanowskiego (Bałuty), to dla mnie osobą z zewnątrz był człowiek z Widzewa. Slogan ten jest nie tylko bardzo ryzykowny, ale też zwyczajnie głupi.

Wszyscy kandydaci na radnych sprawiali wrażenie, że nie poszło im w zawodach (aktorki, reżysera teatralnego, nauczycielki), które reprezentują, więc szukają szczęścia w polityce. Jak ktoś jest kiepski w zawodzie, który wykonuje, to tym bardziej nie pójdzie mu w polityce. Zapewniam, że takiej kiełbasy wyborczej nie trawię, zdecydowanie wolę śledzika.