Bezpieczniej nie będzie

Prokuratura sprawdza, czy nauczyciele dopełnili obowiązku zapewniania uczniom bezpieczeństwa. Chodzi o napaść uczennicy gimnazjum na koleżankę. Dziewczyna poraniła nożem swoją rówieśniczkę, co nagrała kamera (w szkole jest monitoring). Teraz prokuratorzy analizują nagranie i oceniają, czy nauczyciele nie narazili uczniów na niebezpieczeństwo takiego zdarzenia. Postępowanie dyscyplinarne wobec pracowników szkoły prowadzi kuratorium (zob. materiał).

Swoim zachowaniem prokuratura zrobiła wielki prezent dyrektorom szkół, którzy od lat straszą, że w razie jakiegoś wypadku za wszystko będą odpowiadać nauczyciele. Pamiętam, jak w moim liceum uczniowie wyrzucili jakiś przedmiot przez okno łazienki i trafili nim w szybę samochodu. Sprawców nie odnaleziono, za to nauczyciel dyżurujący miał przechlapane. Musiał bowiem się tłumaczyć, dlaczego nie pilnował chłopaków w ich kiblu. Może w tym samym czasie troszczył się o bezpieczne użytkowanie kibla żeńskiego albo pilnował, żeby nikt się nie zabił w punkcie kserowania notatek? A może zabezpieczał schody? Pierwsze czy drugie? – bo w moim liceum są dwie klatki schodowe. Na pewno nauczyciel dwoił się i troił, ale skąd mógł wiedzieć, że przestępstwo zostanie popełnione akurat z kiblu męskim? Dzisiaj, mądrzy po szkodzie, zaczynamy dyżur od spenetrowania toalety męskiej. Wejść do niej mają prawo tylko uczniowie, którzy udowodnią, że pęka im pęcherz od moczu. Kto nie sika, tego wyrzucamy.

Może sobie prokuratura sprawdzać i oceniać zachowanie nauczycieli, ale fakty są takie, że jeden dyżurujący nauczyciel chroni ponad 100 uczniów. W moim liceum podczas dyżuru czuwam nad zachowaniem grupy 150-osobowej, tj. pięciu pełnych klas. Grupa ta rozlokowana jest w dziesięciu pomieszczeniach, tj. pięciu salach lekcyjnych, dwóch toaletach, korytarzu i dwóch klatkach schodowych. Nawet zawodowy ochroniarz miałby problemy z zapewnieniem bezpieczeństwa tak licznej grupie, a co dopiero inteligencik krótkowidz.

Jeśli chcemy, aby dzieci w szkole były bezpieczne, musimy zmniejszyć liczebność klas. To pierwszy krok, bez którego nic się nie poprawi. Wszystko inne to mydlenie oczu. A czymś jeszcze gorszym jest straszenie nauczycieli, że odpowiadają za wszystko. Mogę odpowiadać za swoją pracę, także za bezpieczeństwo powierzonych mi dzieci, pod warunkiem jednak, że pracodawca ma poczucie realizmu i zdrowego rozsądku. Jeden pasterz okularnik na stado znerwicowanych owiec to zdecydowanie za mało.