Nowi w pokoju

W szkołach wciąż pracują ci sami nauczyciele. Można wyjść na dziesięć lat i wrócić nieomal do tego samego zespołu. Wymiana pracowników prawie się nie odbywa. Ma to swoje dobre strony, jak i złe. Dobre jest to, że znamy się jak łyse konie, a złe, że jeden drugiego już nie inspiruje. Czym ja mogę zaskoczyć kolegów, gdy dobrze wiedzą, czego się można po mnie spodziewać. Podobnie oni – niczym mnie nie zadziwią, więc nawet się nie starają, bo i po co?

W moim liceum w tym roku pojawiło się sporo nauczycieli, którzy uzupełniają etat. Są z innych szkół, a do nas przychodzą tylko na kilka godzin. Co wejdę do pokoju nauczycielskiego, to trafiam na nieznaną istotę. Rozmowa z obcym to nie to samo co ze swojakiem. Każdy z nas stara się pokazać z jak najlepszej strony. Trzeba przecież zrobić dobre wrażenie. I te rozmowy, nie ma co ukrywać, są naprawdę poruszające. Żadna tam paplanina o głupotach. Ze swojakami gada się właściwie o niczym, np. że zdrożało albo staniało, natomiast z obcymi to się człowiek stara. Obcy też się wysila. I z tego wysiłku rodzi się wyższa kultura kontaktów międzyludzkich, zwiększona motywacja do pracy, a nawet radość życia. Obcy bowiem mają tę zdolność, że trudno przejść obok nich obojętnie. Na swoich, niestety, każdy zobojętniał.

Nauczyciele, którzy uzupełniają etat w moim liceum, stanowią dla nas wielką wartość. Pobudzają. I to jeszcze jak! Dlatego bardzo się cieszę, że do nas przychodzą. Odświeżają nam powietrze, trochę już zatęchłe, że aż miło.