Procedura postępowania z dziennikarzami

Dziennikarzom coraz trudniej wejść do szkół. Do tej pory wystarczyła zgoda dyrektora. Nowe zarządzenia nakazują specjalne postępowanie z mediami. Przede wszystkim dyrektor stracił prawo decydowania o tym, czy wejdą, czy nie wejdą. Teraz należy powiadomić Organ Prowadzący o zamiarze wejścia dziennikarzy na teren placówki. I dopiero urzędnicy – po tygodniu lub dwóch – wydadzą pozwolenie bądź odmówią.

Szkoły zamykają się przed mediami. W razie najścia przez dziennikarzy dyrektor jest usprawiedliwiony. Zawsze może powiedzieć, że nie jest upoważniony do podejmowania żadnych decyzji, nie może nawet rozmawiać. Jedyne, co może, to powiadomić swoich przełożonych, a ci podejmą decyzję. Dziennikarze niech więc napiszą podanie, rozbiją obóz i zaczekają albo przyjdą za ruski miesiąc.

Dziennikarze najlepiej zrobią, jeśli od razu pójdą do Organu Prowadzącego i tam uzyskają zgodę na wejście do danej placówki. Z tym pismem stawią się przed dyrektorem upatrzonej szkoły. Pamiętam, jak koleżanka chciała wejść do pewnego zakonu, o którym pisała pracę magisterską. Udała się do biskupa, aby wydał zgodę, a ten nie odmówił. Gdy pojawiła się z pismem u wrót klasztoru, mnisi kazali jej iść w diabły. Nie pomogło żadne pismo biskupa.

Podejrzewam, że tak samo będzie się działo w szkołach. Jak jakiś dziennikarz pokaże nauczycielom pismo, że OP zezwala im rozmawiać z mediami, to oni odmówią na przekór. Bo kazać albo zakazać to może rodzic małemu dziecku. Szkoła to nie więzienie, a nauczyciele to nie dzieci, żeby musieli pytać urzędników w Wydziale Edukacji, czy mogą w demokratycznym kraju porozmawiać z dziennikarzami. Podejrzewam, że nawet w zakładzie karnym o wejściu dziennikarzy decyduje naczelnik, a nie wójt czy prezydent miasta.