Dobra szkoła w promocji

W pierwszą sobotę marca urządzamy otwarte drzwi i zapraszamy do zapoznania się z ofertą naszego liceum. Nie jest łatwo zaprezentować szkołę w kraju, gdzie reklama polega głównie na upustach i promocyjnych dodatkach. Co może dać moje liceum?

Mam nadzieję, że dyrekcja się na mnie nie pogniewa, gdy zapewnię, że dla pierwszych dwudziestu osób przewidziany jest upust w postaci 50 proc. rocznej stawki na Radę Rodziców. To okrągła stówka do zarobienia. Sam od siebie dorzucę roczny kurs, całkiem gratis, z filozofii w ramach koła filozoficznego. Nie chwaląc się, prowadzę po mistrzowsku. Lekko licząc, jest to prezent wartości równego tysiąca złotych. Jak komuś mało zysku, niech weźmie upominek w postaci półdarmowego wyżywienia w kawiarence, którą prowadzą uczniowie. Piłem i jadłem tam, a nigdy się nie strułem, no i domowego budżetu nie nadszarpnąłem.

Jeśli chodzi o darmochę, to nie płaci się za grę na szkolnym pianinie. Dostępna jest także perkusja, ale ma swojego opiekuna, z którym trzeba umieć się dogadać. Działa rozgłośnia, która nie pobiera opłat za puszczanie nagrań. Urządzenie autorskiego koncertu nic więc nie kosztuje. Kto ma talent dziennikarski, ten może publikować – bezpłatnie – swoje teksty w szkolnym czasopiśmie („Prusak” ma kilkunastoletnią tradycję, jego prenumerata jest bezpłatna). Toaleta na wszystkich piętrach absolutnie za darmo, papier, mydło i woda też. Suszenie rąk za zero złotych – rzecz niezwykła.

To nie wszystko. Darmowa jest szatnia, do tego w zabytkowych kazamatach. Miejsca do odpoczynku na korytarzach – bezpłatne (fotele dobrze trzymają na boki). Wstęp na boisko, ćwiczenia na siłowni i sali gimnastycznej nic nie kosztują. Nie płaci się też za skorzystanie z przebieralni. Nawet wzięcie prysznica jest za darmo. Czego chcieć więcej? Osobiście gwarantuję, że nigdzie nie ma lepiej. Darmocha i taniocha – brać, bo zabraknie dla wszystkich chętnych.