Co począć z Kropiwnickim?

Nie powinno się żałować człowieka, który nas zawiódł, ale jakoś jest mi go żal. Co do poczucia zawodu, to polecam zajrzeć tutaj. A co do żalu, to sam się wypowiem.

W czwartek po Polsce chodziła polityczna kostucha, próbując kilku osobom sprawującym władzę zatrzymać rytm serca. Kropiwnicki zasłabł, kto zresztą by nie zasłabł w kontakcie z kostuchą, ale przed śmiercią się obronił. Byłbym nieszczery, twierdząc, że tego dnia, gdy cierpiał, nie było mi go żal. Jeśli chodzi o polityczną kostuchę, to naprawdę mogła wybrać inne miasto i stamtąd wysłać kogoś na długi pobyt w szpitalu. Kropiwnicki ma swoje wady, ale nikt mu tutaj nie życzy zawału serca. Niech żyje długo i opowiada praprawnukom o swojej przygodzie z prezydenturą.

Wielu łodzianom nie chce się iść na referendum (17 stycznia, godz. 6.00 – 20.00). Mnie też się nie chce, a wszystko przez pogodę, melancholię i książkę „Wyzwania autorytetu” Lecha Witkowskiego (ponad pięćset stron niezłego tekstu do przeczytania). Zawsze jest coś ważniejszego do roboty niż głosowanie. W trudnej sytuacji są nauczyciele. Być może nie wszyscy z nas wiedzą, ale w komisjach zasiada sporo uczniów (moi pracują na pewno). Nie będzie łatwo ukryć, że nie wzięliśmy udziału w referendum. Możemy się oszukiwać, że młodzież nie zauważy, ale ja daję głowę, iż zauważy i zapamięta. Tak sobie myślę, czy coś się stanie, jeśli na głosowanie nie pójdę. Czy ktoś mi potem zarzuci, że wychowuję uczniów w szacunku dla demokracji, a sam nie daję dobrego przykładu? A skoro nie szanuję demokracji, to oszukuję młodzież. Co robić, bo naprawdę nie chce mi się nosa wystawiać z domu?