Fałsz wigilijny

W każdej szkole są utalentowani uczniowie, jednak musi być okazja, aby pokazali, co potrafią. Dzieciom pewnie jest wszystko jedno, z jakiego powodu dają występ, natomiast dorosłych pewne sprawy mogą niepokoić. Kiedy mnie za młodu ćwiczono w śpiewaniu pieśni rewolucyjnych, gdyż szkoła co roku hucznie świętowała rocznicę rewolucji październikowej, to rodzice nie kryli zdenerwowania. A potrafiłem śpiewać, a właściwie wydzierać się przy każdej okazji. Gdy więc po raz setny krzyczałem „Ludu roboczy, na barykady” albo „O, cześć wam panowie, magnaci, za naszą niewolę, kajdany”, to mama kazała mi się w końcu zamknąć, ponieważ wstyd przynosiłem rodzinie. Dzisiaj moja córka na okrągło śpiewa pieśni kościelne, ponieważ w przedszkolu na nic innego nie poświęcają tyle czasu, jak na uczenie się religijnych utworów.

Idę więc sobie ulicą, a moja 4-letnia pociecha ryczy „Przybieżeli do Betlejem…”, a następnie pyta: Tato, co to znaczy „przybieżeli”? Więc tłumaczę, że to samo, co przybiegli. A co to znaczy „Betlejem”? Odpowiadam, że to miasto, gdzie narodził się Jezus. A córka śpiewa dalej: „Chwała na wysokości…” Tato, co to jest „chwała”? Odpowiadam, że to samo, co niech będzie pochwalony. I tak idziemy ulicą, chodzimy po sklepach, siedzimy w kawiarni, pijąc czekoladę, a córka wszędzie śpiewa kolędy i za każdym razem pyta, ponieważ nie rozumie, o czym śpiewa. Zachowuje się tak samo jak ja, gdy śpiewałem pieśni rewolucyjne. Tak samo nie miałem pojęcia, o co w nich chodzi.

Nie lubię bezmyślnego śpiewania, dlatego śpiew córki zaczyna mnie drażnić. Podobnie przez ostatnie dni w szkole drażniły mnie ciągłe ćwiczenia uczniów, którzy zwalniali się, aby wytrenować do perfekcji śpiewanie kolęd. Zastanawiam się, ile osób rozumie, co śpiewa. Nie chodzi mi oto, czy licealiści rozumieją znaczenie słów. Mam na myśli sens moralny kolęd. Piszę o tym, ponieważ dzisiaj doszły do moich uszu pewne słowa. A było tak. Ktoś składał życzenia, w tle grały kolędy, i nagle ktoś inny po cichu powiedział: „Dobra, a teraz spadaj”. Słowa te były skierowane do osoby składającej życzenia, ale tak, aby ich nie słyszała. Pewnie to był żart, ale raczej niesmaczny. Ciekawe, ile osób niby bierze udział w świątecznej szopce, składa i przyjmuje życzenia, ale w głębi serca mówi do ludzi „spadajcie”. Może mnie też tak ktoś powiedział, tylko nie dosłyszałem.

Podczas klasowej wigilii kilkoro uczniów dla żartu zaśpiewało piosenkę „Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy” i ona była dzisiaj najprawdziwsza, nie było w niej ani nuty fałszu.