Matura może być jeszcze łatwiejsza

Mnóstwo absolwentów chodziło dziś po szkole, odwiedzało nauczycieli i rozmawiało z młodszymi kolegami. Akurat prowadziłem lekcję z klasą maturalną, gdy otworzyły się drzwi i do sali weszła spora grupka szczęśliwych posiadaczy indeksu. Zgodnie ze staropolskim zwyczajem zaczęli opowiadać, że w ogóle się nie uczyli, a świetnie zdali maturę. Zachęcali trzecioklasistów, aby sobie dali spokój z nauką, ponieważ matura jest śmiesznie prosta, więc szkoda na nią czasu.

Musiałem interweniować. Powiedziałem, że co roku testy maturalne są standaryzowane do poziomu intelektualnego i możliwości danego rocznika. W tym roku matura musiała być prosta, ponieważ rocznik 90. był mniej sprawny intelektualnie. Jaka będzie matura 2010, zależy od potencjału rocznika 91. Tak sobie żartowaliśmy, chociaż, prawdę mówiąc, dla absolwentów to są żarty, ale dla klasy maturalnej sprawa bardzo poważna.

Nic więc dziwnego, że uczniowie zaraz zaczęli kombinować, jak przyczynić się do tego, aby przyszłoroczna matura była prosta. Wpadli na pomysł, że trzeba próbną maturę z matematyki napisać maksymalnie debilnie, a wtedy CKE będzie musiała uprościć zadania. Jeśli tylko wszyscy maturzyści z całej Polski skrzyknęliby się i napisali próbę maksymalnie słabo, wtedy właściwa matura musiałaby być bardzo prosta. Jeśli natomiast uczniowie będą się starać napisać maturę próbną jak najlepiej, wtedy sami na siebie ukręcą bat, czyli dostaną w maju trudniejszy test.

Tak sobie żartowaliśmy, ale – jak już powiedziałem – dla jednych są to żarty, a dla innych sprawa całkiem poważna.