Nauczyciele coraz starsi

Żaden nauczyciel mojej szkoły nie odszedł na emeryturę. Dawniej co roku ubywało kilka osób, a na ich miejsce przychodzili młodzi, teraz jest inaczej. Robimy się coraz starsi, młodzi przychodzą i odchodzą, a starzy zostają. Myślę, że prawie połowa nauczycieli w moim liceum jest po pięćdziesiątce. Po czterdziestce mamy trzy czwarte załogi. Młode osoby uczą tylko angielskiego, tzn. jedna osoba ma ponad 50 lat, jedna ponad 40, jedna ponad 30 i dwie są tuż przed trzydziestką. Jak na realia szkoły, to taki układ oznacza, iż angliści są młodzi (średnia 35 lat). Jeśli chodzi o język polski, to średnia wieku nauczycieli wynosi 45 lat. W innych przedmiotach jest podobnie albo gorzej. Co do dyrekcji, średnia wieku 55 lat.

Grupa zawodowa nauczycieli starzeje się błyskawicznie, a wszystko przez to, że nabór młodych kadr jest znikomy. Nic nie dały podwyżki dla najmłodszych pracowników, był to raczej chwyt polityczny obecnego rządu niż praktyczne działanie. Młodzi nie podejmują pracy w szkolnictwie, ponieważ nie ma dla nich miejsc. Mimo że starsi mogliby już odejść na emeryturę, to prędko tego nie zrobią, ponieważ nauczycielska emerytura po 30 latach pracy jest głodowa. Trzeba więc pracować tak długo, ile się da. Należy się więc liczyć z tym, że z każdym rokiem nauczyciele będą coraz starsi, bowiem kadra nie będzie się odmładzać.

Taka sytuacja zrodzi swoiste problemy, wynikające z coraz większej różnicy wieku między nauczycielami a uczniami. Do tej pory zawsze w gronie pedagogicznym było sporo osób, z którymi uczniowie z racji wieku mogli łatwiej się dogadać. Teraz młodzieży wśród belfrów jest jak na lekarstwo, za to starych pryków aż nadto. Należy się więc spodziewać, że głównymi problemami edukacji w najbliższych latach będą sprawy wychowawcze, ponieważ kindersztuba najbardziej leży na sercu właśnie starszym pedagogom. Będzie też zwiększało się wrażenie nauczycieli, że uczniowie są coraz gorsi. Młodzież wprawdzie będzie taka sama jak zawsze, ale nauczyciele coraz starsi, czyli bardziej wrażliwi na zachowanie i tzw. ogólną ogładę. Starszych nauczycieli trudniej też zadowolić, więc uczniowie będą coraz bardziej drażliwi, a nawet agresywni.

Uważam, że rząd nie powinien ustawać w poszukiwaniu skutecznych rozwiązań ww. problemów. Sama podwyżka wynagrodzeń dla młodych nauczycieli to kropla w morzu potrzeb. Starzenie się grona pedagogicznego to nie jest błahostka. Niedługo szkoła zamieni się w dom starców, do którego od czasu do czasu przychodzi młodzież, częściej jednak wybiera wagary. Myślę, że głównym problemem szkolnictwa w najbliższych latach będzie coraz niższa frekwencja. To rodzi dalsze negatywne konsekwencje, takie jak przemoc na ulicach czy w centrach handlowych. Jak ktoś nie wierzy, że jedno ma z drugim ścisły związek, niech się przyjrzy najnowszej historii społeczeństw zachodnich. Tam też wszystko zaczęło się od liczbowej przewagi starych nauczycieli w radach pedagogicznych, a potem ruszyła lawina katastrof.

Nie twierdzę wcale, że starsi nauczyciele są odpowiedzialni za te katastrofy. Winna jest struktura wiekowa. Dominacja jakiejkolwiek grupy wiekowej zrodziłaby podobne następstwa. Byłoby tak samo źle, gdyby w radzie dominowały chłystki. Najlepszy dla rozwoju umysłowego i psychicznego uczniów jest układ zróżnicowany. Ideałem jest, gdy wszystkie grupy wiekowe są tak samo reprezentowane w radzie pedagogicznej. Niestety, coraz bardziej odchodzimy od tego ideału.