Zatrudnianie bez zasad

Gdy nauczyciel nie jest mianowany czy dyplomowany, to może zapomnieć o zatrudnieniu na czas nieokreślony. Młodych zatrudnia się w systemie „do wakacji”, a po wakacjach dyrekcja zobaczy, czy będą wolne godziny. Osoby takie muszą co roku żyć w niepewności, czy znajdzie się dla nich etat bądź jego część, czy też nie. Dyrekcja nie może podpisać z takimi nauczycielami umowy przed 1 września, ponieważ wszystkie godziny, które nie przypadły mianowanym i dyplomowanym, musi oddać do dyspozycji wydziału edukacji. Urzędnicy przydzielą je nauczycielom (zatrudnionym na czas nieokreślony) z różnych szkół, którym zabrakło godzin do pełnego etatu. Dopiero jak coś z tej puli zostanie, dyrektorzy będą mogli to zaoferować swoim nauczycielom. Urzędnicy rzadko wiedzą coś w czerwcu, zwykle sprawa jest jasna dopiero pod koniec sierpnia. Niby organizacja zatrudnienia powinna być sporządzona w maju, ale to przecież teoria. Pełną jasność, kto zostanie w szkole, a kto z niej jednak odejdzie, będziemy mieć dopiero po wakacjach.

Współczuję koleżankom i kolegom, którzy czekają na te godziny aż do końca sierpnia. Wyobrażam sobie, jak się czują. Co to za wakacje, gdy nie ma się pewności zatrudnienia. Dyrekcja może mamić młode osoby obietnicą pracy, ale przecież jak otrzyma z wydziału edukacji nakaz przyjęcia obcego pracownika na uzupełnienie etatu, to się nie przeciwstawi. Po wakacjach na młodego nauczyciela może nic nie czekać, więc będzie on musiał szukać nowej pracy. Czy ją znajdzie we wrześniu?

Niektórzy nie wytrzymują życia w niepewności (sytuacja taka może się powtarzać przez kilka lat) i odchodzą ze szkoły. Nie piszę tu o nauczycielach, którzy są dopiero po studiach. Nie chodzi mi o ludzi bez doświadczenia, lecz o belfrów doświadczonych, nieraz 30-letnich, którzy nie zrobili jeszcze mianowania. Tacy właśnie muszą co roku cierpliwie czekać, aż władze łaskawie pozwolą dyrekcji ich zatrudnić.

Trzymanie ludzi w niepewności jest poniżające. Dlaczego nie można tak organizować zatrudnienia, aby w czerwcu wszystko było jasne: jest miejsce w danej szkole czy też go nie ma? Koniec i kropka. Czyż można się dziwić, że starzy nauczyciele tak kurczowo trzymają się Karty Nauczyciela? Gdyby nie Karta, wszystkich nauczycieli traktowano by równie wrednie. Stalibyśmy się robotnikami sezonowymi, zatrudnianymi metodą na gwizdek, na widzimisię urzędnika wydziału edukacji. Uważam, że wszyscy nauczyciele, także bez mianowania i dyplomowania, powinni być chronieni przez Kartę Nauczyciela, a proceder z trzymaniem ludzi w niepewności powinien być zakazany. Zanim zaczną się wakacje, wszyscy nauczyciele zatrudnieni na czas określony, powinni wiedzieć, czy umowa im zostanie przedłużona, czy też muszą szukać innej szkoły.