Młodzi się byczą

Absolwenci szkół średnich nie garną się do pracy, a przecież przed nimi najdłuższe wakacje. Czyja to wina, że byczą się przed komputerem, zamiast wziąć się do pracy i zarobić przynajmniej na swoje potrzeby? Do rozpoczęcia roku akademickiego jeszcze kilka miesięcy, więc chyba można je spędzić na ulżeniu rodzicom w trudach zarabiania pieniędzy na życie.

Byki śpią do południa, wstają, gdy rodzicom mija pół dnia pracy, leniwie snują się po mieszkaniu, pograją w gry, pogadają na czacie, zobaczą, co ciekawego na forach. A gdy starzy wrócą do domu, byki wyskoczą na piwo, powłóczą się po ulicy, wrócą, aby pograć na komputerze do drugiej w nocy.

Na miejscu rodziców popędziłbym córkę czy syna do roboty i nie przyjąłbym żadnej wymówki. Matura się skończyła, a wraz z nią także dzieciństwo i liczenie na rodziców. Trzeba zacząć liczyć na siebie. A może to już czas, kiedy rodzice powinni liczyć na syna czy córkę, także w kwestii zarabiania pieniędzy.

Uczniowie klas drugich, czyli ludzie dorośli, przestali przychodzić do szkoły, ponieważ już mają wystawione oceny. W jednej klasie dziś było 13 osób, a w innej 8. Zdarza się, że na lekcje przychodzi jedna osoba, czasem nikt. Na miejscu rodziców wypędziłbym swoje dziecko do roboty, skoro już nie chce się uczyć. Dziś rodzice pozwalają dziecku, aby byczyło się w domu, zamiast chodzić do szkoły, więc później będą musieli pogodzić się z tym, że dziecko całe życie chce tylko się byczyć. Byczy się 15-latek, potem byczy się 20-latek, do roboty nie garnie się, gdy ma lat 30 itd.

Rodzice robią za swoje dzieci, także te dorosłe, wszystko – nawet przychodzą i za swoją 18-letnią córkę wykłócają się o oceny. Nie mówię o ratowaniu skóry komuś, komu grozi pała na koniec roku. Chodzi mi o wspieranie gnuśnego lenia, któremu nie chciało się uczyć na trójkę, czwórkę czy piątkę, ale tę trójkę, czwórkę, piątkę chciałby mieć, więc mu ją wypłakała mamusia. Ledwo leń ma wystawioną ocenę, już nie przychodzi do szkoły, bo niby po co. Inni będą robić na niego przez całe życie.

Informuję wszystkich rodziców, którzy pozwalają swoim dzieciom nie przychodzić do szkoły, że dla mnie jedynym usprawiedliwieniem tej nieobecności będzie fakt, iż dzieci zaczęły pracować. Idzie kryzys, więc ja rozumiem, że także dzieci powinny dokładać się do budżetu rodziny. Natomiast wszystkich, którzy byczą się w domu, nie pracują, do szkoły nie chodzą, informuję, że nie będzie żadnego usprawiedliwienia. Wyegzekwuję każdą wiedzę i każdą umiejętność, jaką ćwiczę w tym tygodniu na lekcjach. We wrześniu nie będzie żadnego zmiłowania. A jak mi któryś rodzic przyjdzie z interwencją, to wywalę za drzwi. Nie żartuję.

Mam córkę w wieku 4 lat. Zastanawiam się, jak ją wychowywać, aby nie wyrosła na lenia, który do pracy się nie garnie, rok szkolny zaczyna dwa tygodnie później i kończy dwa tygodnie wcześniej oraz ma tysiąc wymówek, aby tylko czegoś nie zrobić. Jak nie popełnić błędu i nie wychować w rodzinie pasożyta i lenia?