Czy nauczyciele są kiepscy?

Fatalne wyniki testu gimnazjalnego skłaniają autorytety moralne do zrzucania winy na nauczycieli. Podobnie było dwa tygodnie temu, gdy poznaliśmy wyniki testu po szkole podstawowej. Wtedy prof. Marcin Król mówił (zob źródło):

„Kluczem do problemu jest niski poziom klasy uczącej. Nauczyciele są bardzo kiepscy. W wielu, zwłaszcza mniejszych, miejscowościach ten zawód jest ostatnią deską ratunku. Następuje selekcja negatywna”.

Mam wrażenie, że Marcin Król nie mówi o dzisiejszych nauczycielach, lecz o swoich własnych, którzy uczyli go w latach 60. Bowiem wtedy Krzysztof Teodor Toeplitz pisał o nauczycielach dokładnie to samo, co dzisiaj gada Król, tylko kulturalniejszym językiem. A oto słowa Toeplitza:

„Może zabrzmi to dość ostro, odnoszę jednak niemiłe wrażenie, że nasza kadra nauczycielska  kształtuje się pod przemożnym wpływem doboru negatywnego. Jeśli przesadzam, to w każdym razie nie na tyle, aby sytuacji – zwłaszcza wobec wykruszania się pokolenia nauczycieli „starej daty” – nie uznać za alarmową” (6 IX 1970, K. T. T, „Berek kucany. Felietony 1969-1970”, Warszawa 1972).

Co do prof. Marcina Króla, to musieli go uczyć nauczyciele z naboru negatywnego albo też jest niedouczony z własnej winy. Nie przystoi bowiem profesorowi, chyba że jest profesorem z naboru negatywnego, aby używał w wypowiedzi o ludziach słowa „kiepscy”. Za użycie słowa „kiepski” Stanisław Tarnowski, polonista i profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wyrzucał studentów ze swojego seminarium. Słowem „kiepski” na określenie człowieka może się bowiem posługiwać fornal, jakiś prymityw, ale nie student czy człowiek uczony. Zastanawiam się, dlaczego profesor Marcin Król nazywa ludzi kiepskimi. Widocznie zamiast czytać mądre księgi, gapi się w telewizor na głupie seriale i zaczyna posługiwać się prymitywnym językiem, jakby był fornalem, a nie profesorem. Albo też jest profesorem z naboru negatywnego, co wszystko tłumaczy.

O naborze negatywnym w zawodzie nauczycielskim mówi się od pół wieku, a nic z tego nie wynika. To niczego nie tłumaczy, a tylko zamydla oczy. Nie wyjaśni się przyczyn niskich wyników nauczania, obrażając nauczycieli. Toeplitz już w 1970 roku ubolewał nad brakiem szacunku dla pedagogów, ale przecież do głowy mu nie przyszło, że nauczycielami będzie pogardzał profesor. Oto słowa K. T. T.:

„[Dawniej] nauczyciel był kimś nie tylko dla uczniów, ale i dla społeczeństwa. Być profesorem gimnazjalnym oznaczało zajmować dość znaczną pozycję prestiżową. Przed nauczycielem przechodnie uchylali kapeluszy. Te wszystkie oznaki społecznego szacunku miały być nie tylko rekompensatą za trudy, ale także wynikały z przekonania, że oto mamy do czynienia z ludźmi, których społeczność wybrała po to, aby przekazywali przyszłym pokoleniom zgromadzoną przez nas wszystkich najlepszą wiedzę i wiarę”.

Tyle Toeplitz, ale to już przeszłość, dziś o nauczycielach mówi się, że są „kiepscy”. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak o pedagogach mówili ludzie prymitywni, ale profesor? Szczęka mi opadła, gdy przeczytałem opinię Marcina Króla o nauczycielach. Śmiać się, płakać czy psami poszczuć i do pługa zapędzić? W każdym razie język, jakim posłużył się profesor, bardziej pasuje do pracy na roli niż na katedrze.