Skorumpowani mają lepiej

Tylko nauczyciele nie uzasadniają swoich podwyżek argumentem, że przy niskich pensjach narażeni są na skorumpowanie. Natomiast o przedstawicielach wielu innych zawodów mówi się całkiem otwarcie, że muszą więcej zarabiać, bo inaczej będą brać łapówki. Teraz właśnie ten argument przedstawia się w związku z podwyżkami pensji posłów. Słuchałem radia, czytałem prasę i wszędzie słyszałem to samo: Jeśli chcemy, aby posłowie nie byli skorumpowani, musimy im więcej płacić, bo przy zarobkach rzędu siedem tysięcy pięćset do ręki poseł nie może pozostać uczciwy.

Podobnie mówiono o lekarzach. Podwyżkę ich zarobków tłumaczono chęcią zlikwidowania korupcji. Gdy lekarze zaczną więcej zarabiać, wtedy przestaną brać łapówki. Ponieważ łapówki dla lekarzy uderzają każdego człowieka po kieszeni, więc każdy chce, aby lekarze zarabiali więcej. Wszystkim opłaca się, gdy lekarze mają większe pensje, bo wtedy nie musimy dawać lekarzom w łapę. Tak gadano.

Rozumowanie godne Machiavellego, ale ludzie uznali je za słuszne. Niechże posłowie i lekarze zarabiają więcej, a wtedy przestaną być narażeni na pokusą bycia łapówkarzami bądź też naprawdę przestaną brać łapówki, bo niektórzy naprawdę biorą.

Gdy słuchałem argumentów za podwyżką pensji dla posłów (a wcześniej dla lekarzy), pomyślałem, że na podobną zagrywkę muszą zdobyć się nauczyciele. Jeśli środowisko pracowników edukacji chce doczekać się wyższych zarobków, najpierw musi się zeszmacić. Gdy nauczyciele zaczną brać na boku pieniądze od każdego, kto czegoś od nich chce, brać łapówki, prezenty i upominki, wtedy dopiero społeczeństwo zacznie popierać podwyżkę ich zarobków. Gdy każdy człowiek będzie musiał za jakąkolwiek usługę nauczycielską płacić duże pieniądze, gdy nauczyciele za darmo nawet palcem nie kiwną, wtedy dopiero ludzie zaczną popierać wyższe pensje dla nauczycieli. Najpierw musimy się porządnie skorumpować, a dopiero potem możemy żądać podwyżek zarobków. Dopóki będziemy uczciwi, dopóty będziemy nędznie opłacani.

Napiszę to jeszcze raz, aby ktoś nie pomyślał, że żartuję. Dopóki się nie zeszmacimy i porządnie nie skorumpujemy, nie możemy żądać podwyżek. Nikt nas nie poprze. Jeszcze nas społeczeństwo opluje. Najpierw musimy zacząć brać łapówki, a dopiero za pięć czy dziesięć lat, gdy staniemy się wielkim ciężarem dla społeczeństwa, zażądamy podwyżek pensji. A jako argument za podwyżką przedstawimy to, co zwykle się w Polsce mówi, czyli że nie chcemy już być skorumpowani. I społeczeństwo uzna, że mamy rację i że jesteśmy wspaniałomyślni, bo nie chcemy już brać tych wstrętnych łapówek. Będziemy łajdakami, którzy się nawrócili, a zatem zasługujemy na nagrodę, czyli wysokie zarobki.

A teraz zamykam mordę na kłódkę i zaczynam myśleć, od kogo by tu zażądać łapówki. Kompletnie nie mam w tym wprawy, więc na początku może być trudno.