Język nieboszczyków

Nie znam nikogo żywego, kto pięknie i bezbłędnie mówiłby po polsku, natomiast wśród nieboszczyków jest wielu mistrzów polskiej mowy: Kochanowski, Krasicki, Mickiewicz, Słowacki, Sienkiewicz, Prus, Żeromski, Miłosz, Herbert, Twardowski. Pewnie jak żyli, to wcale pięknie po polsku nie mówili, tylko tak sobie, ale jak zmarli, to stawia się ich za wzór młodzieży. W każdym razie niezwykle trudno o żywego mistrza polskiej mowy, natomiast mistrzów umarłych mamy w nadmiarze. Bardzo to dziwne.

W języku ojczystym każdy popełnia masę błędów. Dzieci i młodzież – rzecz oczywista, ich język nasycony jest błędami. Ale od błędów wcale nie są wolni nauczyciele. Gwarą mówią wszyscy (wyjątki są bardzo nieliczne), tylko nie zdają sobie z tego sprawy. Ja i koleżanka ucząca innego przedmiotu urodziliśmy się nad Bałtykiem, a dojrzewaliśmy daleko od Łodzi, więc wyraźnie słyszymy cechy gwary łódzkiej w wydaniu naszych kolegów w szkole. Czasem o tym rozmawiamy. Niektórym zdarza się rzadko popełnić błąd, a inni strasznie kaleczą polszczyznę. Oczywiście sami nie jesteśmy wolni od błędów innego typu, ale ich nie słyszymy. Wiem, że mówię źle, ale nie mam pojęcia kiedy. Zresztą typowo łódzkie cechy, np. „kąpę się” zamiast „kąpię się”, słyszałem nawet u profesorów na uczelni. Mowa niektórych profesorów niewiele się różniła od tego, jak gadają żule w bramie („szłem” też się zdarzało). Najpierw byłem w szoku, ale potem zrozumiałem, że bezbłędnie nie mówi absolutnie nikt.

Lepiej nikomu nie wytykać błędów, ponieważ samemu robi się ich tyle samo albo nawet więcej. Pamiętam, jak oczy wytrzeszczyli na mnie uczeni z Krakowa (na jednej z uczelni miałem spotkanie autorskie). Pewnie dużo błędów wychwycili w mojej mowie i nie mogli tego pojąć (zapewne mówiłem mieszanką pomorsko-mazowiecko-łódzką). A przecież dla mnie to oni gadali po krakowsku, a nie po polsku. Gdybym był dzieckiem, to śmiałbym się z ich mowy, jednak doświadczenie nauczyło mnie, że mowa idealna nie istnieje.

Język ojczysty nie jest jednolity. W szkole uczymy się mowy nieboszczyków, która do niczego nie jest potrzebna, może najwyżej kogoś napawać dumą, że jest człowiekiem wykształconym. Język nieboszczyków to polszczyzna starointeligencka. Tę odmianę języka polskiego trudno spotkać w praktycznym użyciu, nawet w kościele mówi się dziś inaczej, np. tak (podaję przykłady z autentycznych kazań wygłoszonych przez księży):

„Matka Boska wymięka, słysząc pozdrowienie anielskie.”
„Skubany ten Jezus, tak czterdzieści dni bez jedzenia.”
„Jeżeli posłuchasz Boga, to szatan cię będzie olewał.”
„Robisz wszystko, aby Bóg się od ciebie odchrzanił, ale on tego nie zrobi.”
„Czasami Bóg cię wkurza.”

Jak komuś nie podoba się język młodzieży, to niech lepiej posłucha, jak mówią dorośli.

W błędach jest coś pięknego, dlatego nie należy ich specjalnie tępić, a jedynie troszkę, aby dziecko nie wyzbyło się spontaniczności. Co pięknego jest w błędach? Otóż wiele osób nie ma nic do powiedzenia, a jedyną wartością ich mowy są błędy. Błędy są śmieszne, a poza tym zapewniają one słuchaczom poczucie wyższości, że oto są oni lepsi niż mówca, bo zauważyli taki czy inny błąd. Niejeden wykład byłby nie do strawienia, gdyby nie błędy. Bezbłędna mowa zobowiązuje do wielkiej treści. Więc jak ktoś ma niewiele do powiedzenia, niech lepiej robi błędy, a wtedy ludzie go polubią, ponieważ będą się czuli mądrzejsi od niego.