Wychować internet

Miał być moralną rozrywką umysłową, lepszą od szachów i brydża, a okazał się gorszy od rozbieranego pokera i rosyjskiej ruletki. Internet wchodzi w wiek dojrzały, a tu okazuje się, że w ogóle nie przeszedł procesu wychowywania. Niemoralne bydlę się z niego zrobiło, dlatego na gwałt trzeba szukać dla niego nauczyciela i mistrza. Z inicjatywy rządu ruszyły więc prace nad programem wychowawczym, zwanym szumnie Kodeksem Etyki Internetu (zob. tekst). W szkołach popłoch. Skoro bowiem internet działa jak na razie bez etycznych zasad, to kontakt z nim jest wysoce podejrzany. Dlatego w mojej szkole odcięto – na razie nauczycielom – dostęp do internetu. Komputer w pokoju nauczycielskim nie łączy się z internetem i łączył nie będzie, ale w zamian oferuje tak moralne rozrywki jak oglądanie zdjęć rady pedagogicznej czy grę w pasjansa.

Odczuwam brak internetu w najgłębszych czeluściach swojego organizmu i z tego powodu jestem na lekcjach bardzo rozdrażniony. Jak tak dalej pójdzie, wysiądą mi wszystkie organy i będę musiał udać się na roczny urlop w celu podratowania zdrowia. W domu mam dostęp do internetu, więc tu mogę się leczyć i czekać, aż sejmowa komisja stworzy Kodeks Etyki Internetu i tym samym zezwoli, aby szkolne komputery zostały podłączone do sieci. Do tego czasu, aby czymś zająć zbolały organizm, będę musiał powrócić do ulubionych rozrywek moich przodków, czyli do gry w rozbieranego pokera i rosyjską ruletkę. Skutek podobny – internet i wymienione gry są równie podniecające i zabójcze.

Jeśli Kodeks naprawdę wejdzie w życie (w co wątpię), to internet nie będzie już taki sam. Sieć zostanie tak wyjałowiona, że pies z kulawą nogą nie będzie chciał do niej zaglądać. Nawet jeśli twórcom Kodeksu chodzi o ochronę dzieci przed pornografią, to przecież aby ten szczytny cel zrealizować, należałoby internet zamienić w maszynkę do mielenia Dziesięciorga Przykazań i kościelnych frazesów o ochronie życia poczętego. Zamiast więc głowić się nad tym, jak kontrolować internet, należałoby raczej zająć się wychowywaniem dzieci, aby potrafiły odróżniać dobro od zła. Jeśli wprowadzimy zakazy, cenzurę i kontrolę w internecie, stworzymy efekt zakazanego owocu, czyli falę zainteresowania tym, co zabronione.

Porzuciliśmy w szkołach wychowywanie dzieci, a chcemy wychować internet – to nonsens! W pokoleniu, które nie otrzymuje należnego wychowania w domu i szkole, rząd chce wywołać psychozę strachu przed internetem. Nie dam się nabrać na straszenie, że pod każdym linkiem czai się pornografia, dlatego internet musi być pod kontrolą. Bardziej przerażają mnie cele i ideały życiowe części młodego pokolenia. Tym trzeba się zająć. Bardziej jest uczniom potrzebna nauka etyki niż blokada dostępu do podejrzanych stron w sieci. Internetu nie wychowamy tak, że znikną w nim raz na zawsze niemoralne treści. Natomiast uczniów możemy wychować tak, że sami będą umieli rezygnować z tego, co im szkodzi.