Biskup dyplomowany

Chodziłem od kilku dni tak pokręcony, jakby mnie mieli wyświęcać na biskupa – straszne robiłem zamieszanie. A wszystko przez to, że szykowałem się do egzaminu na nauczyciela dyplomowanego. Udało się, zdałem. Zrobiłem to ad maiorem Dei gloriam, chociaż niektórzy twierdzą, że dla podwyżki.

A teraz część oskarowa. Dziękuję żonie, że mnie wspierała, a córce, że nie przeszkadzała – miłość rodziny to podstawa. Dziękuję dyrektorowi, że mnie zachęcił do rozpoczęcia stażu i zaakceptował sprawozdanie – bez pomocnej dłoni szefa daleko bym nie zaszedł. Dziękuję koleżankom i kolegom w pracy, że wyjaśnili, jak to się robi. Dziękuję uczniom, że nie rzucali kłód pod nogi, lecz współpracowali. Dziękuję ekspertom i całej komisji, że spuściła kurtynę milczenia na moje wady, a doceniła zalety.

Zostałem przyjęty do elitarnego grona biskupów oświaty. Może zostanę papieżem. Wszystko zależy od żony, córki (rodzina zawsze na pierwszym miejscu), dyrektora, całej rady pedagogicznej, uczniów i konklawe, które wybiera profesorów oświaty. Nadzieja umiera ostatnia, zrobię wszystko, tzn. poświęcę się, aby zostać papieżem. Wznoszę toast za pomyślność polskiej edukacji i lepszy los nauczycieli.