Umowa z uczniami

Odrabianie dni należy już do szkolnej tradycji. W każdym roku przychodzimy w sobotę do pracy, aby potem mieć wolne w tygodniu. Dzisiaj odrabialiśmy poniedziałek 10 listopada, dzięki temu za dwa tygodnie będziemy mieli 4-dniowy weekend. Czeka nas jeszcze odrabianie 2 stycznia. W jedną z grudniowych sobót odpracujemy pierwszy styczniowy piątek, aby potem dłużej wypoczywać po sylwestrowej zabawie. Odrabiają nauczyciele, a uczniowie najczęściej robią sobie wolne.

Nie lubię odrabiania, ale zdaję sobie sprawę, że inaczej nie można. Odrabianie oznacza wybór mniejszego zła. Gdybyśmy nie odrabiali, frekwencja 10 listopada bądź 2 stycznia byłaby mizerna, a tak jest szansa, że w sobotę uczniów będzie więcej (stan 50 proc. to sukces). Gdy nie odrabiamy, zdarza się, że w feralnym dniu na lekcje prawie nikt nie przychodzi. Nie lubię odrabiania, ponieważ nauka w soboty jest fikcją, trochę mniejszą niż nauka w dniu przypadającym między świętami, ale fikcją.

W takie dni zwykle organizowane są specjalne lekcje, np. dzisiaj mieliśmy połowę zajęć w szkole, a połowę w kinie. Oglądaliśmy „Ziemię obiecaną”. Co ciekawe, na sali kinowej można było usłyszeć okrzyki zdziwienia, że to film Wajdy. Okazało się, że nie wszyscy licealiści o tym wiedzieli. W gronie nauczycieli zastanawialiśmy się, czy uczniowie, łodzianie przecież, rozpoznali miejsca w naszym mieście, które pokazał w swym filmie Wajda. Pewności nie ma, więc będzie o czym rozmawiać na lekcjach. A jednak w kinie była tylko część uczniów, reszta zdecydowała się zostać w domu.

I co można na to poradzić? Czy można do czegokolwiek zmusić uczniów? Nauczycieli można zmusić do wszystkiego, ale z uczniami to nie taka prosta sprawa. Więc następnym razem, zamiast pytać nauczycieli, czy chcą odrabiać jakiś dzień w sobotę, może najpierw niech dyrekcja podpisze kontrakt z uczniami, kiedy chcą przyjść do szkoły i za jaką cenę. Jak już dyrekcja wynegocjuje warunki umowy z uczniami, nauczyciele przystąpią do pracy.