Co działa na uczniów?

Ostro, surowo i krótko za twarz. Nie każdy nauczyciel to potrafi, ale wielu ceni właśnie takie metody. Niektórzy nawet planują, że po wakacjach wezmą wszystkich za łeb i nie popuszczą. Nie takie to łatwe, ale pomarzyć warto.

Z natury nie jestem ostry, surowy i nie potrafię trzymać za buzię. Aby takim być, muszę te cechy w sobie wypracowywać. To oznacza, że miewam problemy z dyscypliną. Czasem jak ktoś do mnie wpadnie na lekcję, to tak krzyknie, że uczniom włosy stają dęba ze strachu. Przed chwilą hałasowali, a tu na widok surowego nauczyciela truchleją. Ale bywa też tak, że wpada na moją lekcję nauczyciel, na którego widok uczniowie przybierają pozy „możesz mi skoczyć”. Strasznie to wygląda, a mnie uświadamia, do czego zdolni są moi uczniowie. Do tej pory wydawało mi się, że to mnie nie szanują, a tu proszę – pokazali, na czym polega prawdziwe lekceważenie.

Jestem gdzieś pomiędzy. Ani przesadnie szanowany, ani nadmiernie lekceważony. Zdarza mi się być potraktowanym fatalnie przez uczniów, ale też trafiają mi się chwile, że okazują wyjątkowy szacunek. Podejrzewam, że większość nauczycieli ma podobne doświadczenia: szacunek i uznanie mieszają się z lekceważeniem i brakiem szacunku. Bywają jednak nauczyciele, którzy otrzymują od uczniów tylko uznanie, oraz tacy, którzy otrzymują tylko lekceważenie. Czym sobie na to zasłużyli?

Czasem mam wrażenie, że nauczyciele z ciężką ręką i ostrym sposobem bycia mają lepiej. A jak komuś w piersi bije zbyt miękkie serce, to z góry skazany jest na porażkę. Dlatego od czasu do czasu, gdy mi już miękkość bokiem wychodzi, robię się twardy, ostry, surowy i wiecznie niezadowolony. Właśnie czuję, że bierze mnie przemożna chęć, aby stwardnieć. Nie na długo, ale przynajmniej na parę miesięcy.