Jakich lekcji chce młodzież?

„Gazeta Wyborcza” doniosła, że łódzka młodzież chce lekcji o Łodzi. Podejrzewam, że krakowscy uczniowie chcą lekcji o Krakowie, a dzieci z Sierpca pragną uczyć się o Sierpcu, zaś osoby z Wólki Lipowej tęsknią za wiedzą o Wólce Lipowej. Nic dziwnego. Wszyscy przecież chcą wiedzieć, gdzie żyją. Taka wiedza jednak w szkole jest i była.

Uważam, że nie chodzi o żadną edukację regionalną, o żadne nauczanie historii, geografii czy kultury miejsca, w którym mieszkamy. Tego przecież nie brakuje ani na języku polskim, ani na historii, ani też na geografii. Na każdym z tych przedmiotów oraz na wielu innych często mówi się o regionie. Ja sam korzystam z każdej okazji, aby przypomnieć, że Tuwim to łodzianin, a Reymont napisał powieść o Łodzi itede, itepe. Łodzianom wiedza o Łodzi wychodzi już bokami. Podobnie jest z mieszkańcami innych miejscowości. Nikt tu Ameryki nie odkryje, jeśli zacznie uczyć o regionie.

To przesłanie, że łodzianie chcą wiedzy o Łodzi, należy rozumieć mniej dosłownie. Wszyscy zrobiliśmy się tacy, a młodzież przede wszystkim, że chcemy wszędzie widzieć siebie. Młodzież łódzka chce zatem nie wiedzy o Łodzi jako takiej, ale o swoim miejscu w Łodzi. Ludzie chcą się uczyć o sobie, klasa Id chce lekcji o klasie Id, a klasa IId o klasie IId itd. Dlatego edukacja regionalna musi zostać nieco zmodyfikowana, jeśli ma zostać zaakceptowana przez uczniów. Niech się dzieci uczą o sobie, a będą mieć wielką frajdę. Zresztą w szkole lekcje są albo o nauczycielu, tzn. o jego wiedzy, albo o uczniach, tzn. o ich wiedzy. Nauczanie o regionie powinno być całkowicie oparte na wiedzy uczniów. To dopiero może być odkrywcze.