Szalone kontrlekcje

Warto dzisiaj było przyjść do szkoły. Nie tylko ze względu na pyszne torty i uroczystą atmosferę (imieniny szefa), ale także ze względu na miłą niespodziankę, jaką zgotowali mi uczniowie II d. Fajną lekcję chłopcy poprowadzili, a właściwie kontrlekcję, bo takich rzeczy zwykle na polskim się nie robi. Ja sobie usiadłem z tyłu sali i popatrzyłem oraz posłuchałem, jak to się robi inaczej. Lekcja dotyczyła motywu tabaki (ewentualnie ziół), wdychania bądź palenia, w „Panu Tadeuszu” Mickiewicza i w twórczości Tolkiena. Sympatycznie się zrobiło.

W związku z dzisiejszą lekcją zacząłem się zastanawiać, jakiej my poloniści literatury uczymy. Omawiamy na przykład „Odę do młodości”, a być może powinniśmy interpretować „Odę do paczki papierosów” albo „Odę do szubienicy” (niezły tekst). Zresztą lektury nie są jeszcze takie złe, co właśnie udowodnili chłopcy, ale już problemy, jakie się na ich podstawie omawia, trącą myszką. Epos Mickiewicza jest tego najlepszym przykładem. Zwykle mówi się o sprawach ważnych dla narodu, jakim byli Polacy 100 lat temu, ale zupełnie nieważnych współcześnie. Dlatego zacząłem myśleć, czy nie należałoby wprowadzić zwyczaju, że lektury powinny być jednak interpretowane z punktu widzenia potrzeb współczesnego człowieka. W „Panu Tadeuszu” na przykład o wiele ważniejszym zagadnieniem jest zażywanie tytoniu niż charakterystyka Jacka Soplicy.

Być może nie mam racji, ale literatura polska ma tę wadę, że szybko robi się nieaktualna. Oczywiście miłośnik historycznych wartości może znaleźć natchnienie nawet w onucach księdza Robaka, ja jednak wolałbym coś bardziej przydatnego. Takiego problemu zwykle nie ma podczas omawiania literatury powszechnej, gdyż ta lepiej przeszła próbę czasu. Natomiast polskie dzieła potwornie się zestarzały. Jeśli ich nie ożywi młodzieńcza pomysłowość, będą nie do przeczytania. A tak, dzięki pomysłowi na inną lekcję o literaturze, może będzie mniej wstyd, że tylko takie dzieła nasi przodkowie stworzyli. Może i piękne, ale jakże przez szkołę postarzane.