Płeć nauczyciela

Skąd się wzięli w mojej szkole ci wszyscy nauczyciele płci męskiej? A jest ich naprawdę dużo, prawie połowa rady pedagogicznej. Mamy więc anglistę, germanistę, polonistę i rusycystę. Jest dwóch historyków, geograf, biolog, fizyk. Trzech księży, dwóch nauczycieli wychowania fizycznego i jeden informatyk. Nie ma tylko chemika, ale jest za to dwóch matematyków. Razem około 20 mężczyzn. Płci męskiej jest dyrektor, kierownik administracyjny, konserwator, woźny, stróż nocny oraz osoba, która dba o czystość przed szkołą. Także pies, który pilnuje obejścia w nocy, jest samcem. Myślę, że pod tym względem jesteśmy absolutnym wyjątkiem w Polsce. Nie ma w kraju szkoły państwowej, w której faceci stanowiliby około 50 proc. pracowników.

Mężczyzna, który decyduje się pracować w szkole, powinien mieć mocny kręgosłup. Musi przecież dźwigać na swoich plecach wszystkie pomyłki polskiego społeczeństwa, m.in. te, że szkoła to parasol socjalny dla nieudaczników oraz typowe miejsce pracy dla kobiet. Uważam siebie i moich kolegów za ludzi silnych. Gdybyśmy byli słabi, dawno by nas w szkole nie było. Uciec stąd jest śmiesznie proste, zostać o wiele trudniejsze. A jednak, mimo obecności wielu mężczyzn w radzie pedagogicznej, moje liceum nie jest ani o jotę odważniejsze od innych szkół w Polsce. Czasem mam nawet wrażenie, że jest bardziej zalęknione niż szkoły, gdzie pracują prawie same kobiety. Uważam, że nie płeć decyduje o odwadze w pracy, a już na pewno nie płeć decyduje o tym, czy dana grupa zawodowa upomina się o wyższe zarobki czy też nie. O tym nie decydują jaja, tylko głowa. A głowę mają wszyscy.

Czym zajęte są teraz głowy nauczycielskie? Z rozmów belfrów przeziera gorycz i żal straconych lat. Coraz więcej osób o tym w szkole rozmawia. Wszyscy jednakowo: i kobiety, i mężczyźni. Dlatego głupotą jest zastanawiać się, czyj los jest gorszy w szkole: nauczycieli czy nauczycielek. Przecież wszyscy mamy jednakowe doświadczenia.