Nauczyciel parobek

Im więcej rodzice oczekują od szkoły, tym mniej gotowi są dla niej zrobić. Większość reprezentuje postawę, którą wyraził w jednym ze swoich komentarzy mkmk, czyli płacę podatki, więc wymagam. Akceptując takie rozumowanie, nauczyciele musieliby prosić każdego rodzica o pokazanie swojego zeznawania podatkowego i stosownie do wysokości płaconych podatków otaczać danego ucznia lepszą bądź gorszą opieką. Zaś dzieci rodziców, którzy podatków nie płacą, należałoby chyba usuwać ze szkół. Podatek podatkowi nierówny, więc jeśli już zaczynamy mówić o pieniądzach, to sprawdźmy, o jakich sumach mówimy.

Uważam, że szkoła daje coś więcej niż prosty zwrot zapłaconych w ramach podatków pieniędzy. Przede wszystkim prowadzi wyższą działalność publiczną, czyli – w zależności od polityki edukacyjnej państwa – przygotowuje do życia w społeczeństwie, umożliwia przekazywanie wiedzy, nabywanie umiejętności i ułatwia tworzenie więzi międzyludzkich, a także wdraża do patriotyzmu. Biorąc pod uwagę te cele, wszelkie postawy roszczeniowe, tak uczniów, jak i rodziców, to nic innego jak rzucanie nauczycielom kłód pod nogi. Postawa „płacę podatki, więc wymagam” to zabijanie edukacji. Gdy słyszę to z ust rodziców, to czuję, że jestem traktowany jak parobek, a nie nauczyciel. Nie zdziwiłbym się, gdyby zaraz po słowach o płaceniu podatków rodzice wyciągnęli kije i obili nimi całą radę pedagogiczną. Być może kiedyś do tego dojdzie – w końcu parobka czasem się bije.

Najgorsze jest to, że postawę roszczeniową najczęściej wyrażają rodzice, którzy sami są nauczycielami. Nikt tak źle mnie nie traktował, jak nauczyciele, których dzieci uczyłem. Większym szacunkiem obdarzał mnie ordynator wojewódzkiego szpitala, właściciel sporego pakietu akcji dużej firmy, dobrze zarabiający menedżer czy znany reżyser filmowy, dyrektor banku oraz szef przedsiębiorstwa budowlanego. Nigdy nie odczułem, że jestem dla nich parobkiem. Natomiast dość często zdarza mi się to odczuć w kontaktach z rodzicami-nauczycielami. Ciekawi mnie, dlaczego tak wielu rodziców-nauczycieli zabarykadowuje się we własnej niechęci do nauczycieli swoich dzieci. Zwykle dialog z takimi osobami jest w ogóle niemożliwy. Być może działa tu zasada, o której pisał Albert Memmi, doskonały eseista, że ludzie znoszący upokorzenia (np. nauczyciele) zaczynają nabierać przekonania, iż wprawdzie są nauczycielami, ale tymi lepszymi. Stąd bierze się zjawisko pogardzania ludźmi reprezentującymi tę samą profesję, ale przecież w gorszym wydaniu niż my.

W każdym razie, jeśli to możliwe, zapraszam wszystkich lepszych nauczycieli, rodziców moich uczniów, na rozmowę o blaskach i cieniach zawodu nauczyciela. Ja stawiam (z pieniędzy opodatkowanych). Proszę tym zaproszeniem nie pogardzić.