Grosze za maturę

Roman Giertych słusznie zauważył, że szkoła ogarnięta jest przez gwałt, przemoc i żądzę pieniądza. Wszystkie te wady obiecał wyeliminować. Do tej pory słyszeliśmy o programie „Zero tolerancji”, który dotyczył gwałtu i przemocy. Teraz minister zabrał się za walkę z żądzą pieniądza, a zaczął od nauczycieli, bo przecież my jesteśmy najbardziej materialistycznie nastawionym zawodem. I właśnie w imię uświęcenia nauczycieli MEN ogłosiło stawki za ustny egzamin dojrzałości. Okazało się prawie miesiąc po zakończeniu matur, że zapłacą nam mniej, np. anglistom, germanistom za 10 minut czasu na ucznia, mimo że egzamin trwał podobnie jak w zeszłym roku – 20-30 minut. Właściwie to wciąż uczymy się na błędach. Powinniśmy nigdy więcej nie wykonać żadnej pracy, zanim nie podpisze się z nami stosownej umowy. Chociaż jak nie ma umowy pisemnej, to obowiązuje ustna. Jakie były ustne zapewnienia ministra? Gdyby zostały zrealizowane, spędziłbym tegoroczne wakacje w Hongkongu, a nie pod Aleksandrowem. Ale Giertych gada, gada, gada…

Podobno te zaniżone wynagrodzenia za matury mają być wypłacane po połowie lipca, czyli w najlepszym wypadku 45 dni po wykonanej pracy. Zastanawiam się, czy nie powinniśmy domagać się ustawowych odsetek za każdy dzień opóźnienia. Czy w Polsce nie obowiązuje maksymalny termin 30 dni po wykonaniu pracy. Skoro tak się z nami urzędnicy liczą i pomniejszają nasze zarobki, gdzie się da, to niech wiedzą, że kij ma dwa końce. Ja chcę otrzymać zapłatę do 1 lipca, a jeśli później, to z odsetkami za zwłokę. Liczymy się co do minuty, liczmy się też co do grosza.

Jak powiedział Sartre, pieniądze nie mają sensu, ale, jak powiedział Cioran, człowiek może nadać im sens. Skoro dla MEN uczciwa zapłata za przeprowadzone egzaminy nie ma sensu, to trzeba pokazać resortowi edukacji, że odsetki za zwłokę mają wielki sens. Nie powinniśmy Giertychowi  tego darować.