Lektury w służbie ideologii

Myślę cały czas o kanonie lektur szkolnych. Uważam, że literatura jest wrogiem ideologii. Tymczasem dzisiejsze lektury, jak chce tego MEN, mają służyć jakiejś ideologii. Wniosek: lektury nie są literaturą. Więcej wzruszenia dałyby mi znoszone skarpety Josepha Conrada niż omawianie z uczniami jego „Jądra ciemności”. Nie chcę czytać literatury przeciwko komuś, np. przeciwko Giertychowi, albo dla poparcia kogoś, np. czytać Dobraczyńskiego dla poparcia ministra edukacji. Chcę czytać, ponieważ literatura rozwija wyobraźnię. Ideologia zabija wyobraźnię. Śmierdzące skarpety nie zabijają wyobraźni. Wolę śmierdzące skarpety od upolitycznionych książek. Każdy polityk, który wykorzystuje kanon lektur szkolnych do propagowania jakiejś ideologii, powoduje, że młodzież też będzie wolała śmierdzące skarpety od lektur. Upolitycznienie kanonu zabija czytanie.

Jeśli politycy będą wtrącać się do kanonu lektur szkolnych i go upolityczniać, zobowiązuję się do tego, że na swoje lekcje nie przyniosę żadnych dzieł literackich, tylko same śmierdzące skarpety naszych wielkich twórców. Albo onuce, bo zdaje się nie wszyscy nosili skarpety. Na przykład Kochanowski pisał „Treny”, mając na nogach ręcznie tkane onuce. „Treny” wprawdzie się zastarzały, więc szkoda na nie czasu, za to onuce to prawdziwe cacko sztuki renesansowej. Wielkość onuc Jana z Czarnolasu jest niepodważalna. Poeta zabierał je wszędzie. Ileż twórczego potu wchłonęły. Pochylmy się na chwilę nad onucami Jana Kochanowskiego i pomyślmy, co to znaczy być geniuszem. Czy wszyscy czują wielkość Mistrza? Spróbujmy poczuć na chwilę ten zapach świerkowego Czarnolasu, który otaczał starego ojca, gdy opiewał śmierć Orszulki. Wdech – wydech, wdech – wydech itd. Oto na czym polega nauka literatury polskiej: na wdychaniu.

Obawiam się, że dzięki Giertychowi niedługo wszystkie lekcje polskiego zostaną poświęcone skarpetom bądź onucom wielkich pisarzy, bo literatury w szkołach na pewno nie będzie. I może się nagle okazać, że żaden europejski naród nie pozostawił po sobie tak artystycznie śmierdzących skarpet jak Polacy. Skarpety Gombrowicza są chlubą naszego narodu, natomiast „Ferdydurke” i „Transatlantyk” to bardzo śmierdząca sprawa.