Drwiny ze świętych

My Polacy jesteśmy bardzo powściągliwi, jeśli chodzi o wyśmiewanie się ze świętych. Dlatego żarty z Jana Pawła II (dla nas już świętego), jakie zamieszczono na stronie internetowej „Die Welt”, bardzo nas wszystkich poruszyły. Wściekły zapytałem uczniów o zdanie. Okazało się, że młodzież wściekała się jeszcze bardziej, więc byłem z niej dumny. Miałem kolejny dowód na to, że w sprawach ważnych zawsze można liczyć na młodych ludzi. Dopiero gdy ochłonąłem, zacząłem zastanawiać się, czy zachowanie niemieckich satyryków jest wyjątkową głupotą, czy też po prostu inne narody lubują się w niepobożnym dowcipie.

Niestety, obrzucanie inwektywami świętych jest znane i praktykowane w różnych częściach świata. Najbogatsza pod tym względem, a z polskiego punktu widzenia najohydniejsza, wydaje się literatura włoska, mimo że Włosi są znani z ostentacyjnej pobożności. Leonardo Sciascia (zm. 1989, znany sycylijski pisarz), opisując życie pewnego świętego, podkreśla, że człowiek ten „różne osoby różnego stanu i kondycji z powodzeniem nauczał ćwiczeń onanistycznych, dzięki którym mężowie z Najświętszą Dziewicą, a niewiasty z Jezusem Chrystusem, Panem Naszym, w myślach obcowali małżeńsko w tychże sposobach i formach, jak czynią to cieleśnie mężowie z niewiastami”. Nie będę podawał tytułu tego niepobożnego dzieła, aby nie zachęcać nikogo do grzechu czytania (książka jest łatwo dostępna), a naszym władzom nie dawać powodu do wprowadzenia cenzury obyczajowej. W literaturze włoskiej można też znaleźć opowieści „ukazujące wspólnotę chrześcijańską, ujętą w ramy mafijnej organizacji, a św. Pawła przyjmującego cechy charakterystyczne dla przebiegłego i cynicznego szefa mafii”. A o bluźnieniu Madonnie napisali Włosi tyle, że tylko Zygmunt Freud może wiedzieć, dlaczego tak uczynili.

W Niemczech grubiaństwo religijne ma wielowiekową tradycję. Już w średniowieczu niejeden błazen zyskiwał znaczącą popularność właśnie dzięki upokarzaniu świętych. Do historii przeszedł niejaki Till Eulenspiegel, średniowieczny dureń, którego dowcipy były okrutne i wulgarne, dzięki czemu najbardziej śmieszyły. Aż dziw bierze, że Pan Bóg nie spuścił gromu z jasnego nieba na tego idiotę. Warto dodać, że Inkwizycja zwykle puszczała płazem ludowe błazeństwo, nie uznając satyry za herezję. W literaturze fachowej można przeczytać, że poufałość z niebianami dochodziła w niektórych krajach do rzeczy niewiarygodnych. Bywali tacy święci, których obrzucało się resztkami pożywienia, których wizerunki rzucało się o ściany domów lub bram, innym groziło się utopieniem, jeśli szybko nie spowodują jakiegoś cudu. Dowcipy to zatem najłagodniejsza forma traktowania świętych.

W Polsce panuje zwyczaj, że ze świętych albo się w ogóle nie śmiejemy, albo ujmujemy to bardzo aluzyjnie, maksymalnie wręcz kamuflując treść religijną. Nie do przyjęcia zaś jest wyśmiewanie się z Ojca Świętego. Gdyby nie fakt, że żyjemy w globalnej wiosce, nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że Niemcom sprawia przyjemność drwina z kalectwa Jana Pawła II. I cóż można na to poradzić, że narody są różne? Nic. To podobno nawet zaleta. Nie akceptując przyczyny rozbawienia Niemców czy Włochów, zawsze można poczuć się lepiej. Przecież my Polacy nie jesteśmy takimi prymitywami, aby drwić ze starości, niedołęstwa, chorób czy świętości. Mam nadzieję, że się nie mylę. Gorzej, jeśli sami drwimy z czegoś podobnego, tylko pod innym adresem, a innym narodom nie pozwalamy.