Szkoła otwarta non stop

Minister edukacji po raz kolejny wywołuje popłoch w kręgach szkolnych. Teraz obiecuje wielkie pieniądze za prowadzenie zajęć pozalekcyjnych. Każda szkoła powinna być otwarta do godziny 21 albo do ostatniego ucznia. Nauczyciele zarobią kokosy, a dzieciaki dostaną atrakcyjną ofertę kół zainteresowań. Niby dobrze, a jednak źle.

Po pierwsze, to już było. Jesienią zeszłego roku nauczyciele w Łodzi podpisywali umowy na prowadzenie dodatkowych zajęć: zobowiązywaliśmy się jedną godzinę prowadzić w ramach wolontariatu, a drugą płatną z funduszu wydziału edukacji. Jak można się było spodziewać, realny okazał się tylko wolontariat. Dodam, że wbrew prawu nie dano mi do rąk egzemplarza umowy, abym przypadkiem nie podał Rzeczypospolitej do sądu. Oczywiście mogłem odmówić i żadnej umowy nie podpisywać. Ale człowiek, im dłużej pracuje w szkole, tym głupszy. Pewnie teraz też zgłupieję i Giertychowi uwierzę, że zapłaci.

Po drugie, w szkołach jest taka bieda, że aby nam dach na głowę nie spadł, drzwi z futryn nie powypadały, okna nie wyleciały od byle powiewu wiatru itp., trzeba budynek wynajmować. W moim liceum odbywają się zajęcia szkoły języków obcych, dlatego nie doszło do katastrofy budowlanej. Dzięki współpracy z prywatną szkołą zawsze jakieś pieniądze były na absolutnie konieczne sprawy, chociażby remontowe. Gmina czasem przyznawała, ale często zanim zdążono pieniądze przelać, urzędnik już żegnał się ze stołkiem i starania trzeba było zaczynać od nowa. A tak malujemy za swoje, tzn. za zarobione pieniądze. Podobnie jest w każdej placówce, którą zarządza zaradna dyrekcja. Gdy program Giertycha zostanie wprowadzony, trzeba będzie wypowiedzieć umowy wynajmu. Jestem za takim rozwiązaniem, ale pod warunkiem, że Roman Giertych zobowiąże się notarialnie, iż szkoły nie stracą finansowo na jego programie. Nauczycieli może oszukiwać, ostatecznie nie posmarują chleba masłem, ale jak pozbawi placówki edukacyjne dodatkowych źródeł dochodu, to budynki będą się walić jeden po drugim. Już są szkoły, gdzie zamiast remontu, wprowadza się zakazy: nie biegać, nie tupać, bo inaczej wyższa kondygnacja wpadnie do niższej.

Po trzecie, aby nauczyciele wzięli udział w tym programie, muszą najpierw rozwiązać umowy z dotychczasowymi pracodawcami. Wielu z nas dorabia po godzinach, nieraz codziennie. Nie dla przyjemności, tylko z konieczności (ja mam jedno dziecko, ale inni dwoje, troje). Oczywiście są tacy, którzy nie dorabiają, bo nie ma zapotrzebowania na ich przedmioty. Ci będą wdzięczni ministrowi za poprawienie swoich finansów. Tylko problem w tym, że na takie zajęcia młodzież może nie chcieć chodzić.