Prawa czy obowiązki?

Często słyszę, że uczeń ma za dużo praw, a za mało obowiązków. Tak mówią nauczyciele. Pod wpływem tych uwag zacząłem się zastanawiać nad tym, co by było, gdyby rzeczywiście uczniowie mieli mniej praw, a dużo więcej obowiązków. Wyobraziłem sobie sytuację, że szkoła odebrałaby dzieciakom wszystkie prawa, oprócz jednego, a w zamian nałożyła im na kark ze sto nowych obowiązków.

Jakie prawo chcieliby zostawić sobie uczniowie, gdyby musieli wybrać? Które jest dla nich najważniejsze? Patrząc na zachowanie moich uczniów, jestem zdania, że najbardziej cenią sobie: PRAWO DO NIEWYPEŁNIANIA OBOWIĄZKÓW. Możemy zatem odebrać dzieciakom wszystkie prawa, ale jeśli zostawimy choćby jedno, to na pewno będzie nim prawo do odrzucania obowiązków. Nic więc nie da nakładanie na uczniów nowych obowiązków, jeśli z własnej nieprzymuszonej woli nie zechcą ich przestrzegać. W szkole sprawdza się zatem albo pełen zamordyzm (nieliczenie się ze zdaniem uczniów), albo pełna demokracja (podejmowanie decyzji zgodnej z wolą większości). Natomiast zupełnie nie sprawdza się zarządzanie połowiczne ? trochę swobody, trochę zamordyzmu.

Prawo do niewypełniania obowiązków jest ludziom dane z natury. Rodzimy się z nim i umieramy. Tego prawa nikt nam nie może odebrać. Może nas zmusić, abyśmy je łamali przez jakiś czas, ale odebrać go nam nie może. Wszystkich ludzi fascynuje to prawo, nie tylko uczniów. Uwielbia je każdy dorosły. A jeśli nawet pojawia się czasem na świecie ktoś, kto z własnej woli rezygnuje z prawa do niewywiązywania się z obowiązków, to ludzie nazywają go pedantem, kujonem, automatem, kamieniem bez serca lub maszyną. Amerykański psychoanalityk, Bruno Bettelheim, w książce Autonomia w epoce zbiorowości masowych napisał o takich doskonałych osobach: (cytuję z pamięci): „Tacy ludzie są nam niepotrzebni. Są nie do zniesienia. Niszczą wszystkich dookoła siebie. Im wcześniej pójdą do nieba, tym lepiej, bo to jest dla nich właściwe miejsce”.

Gdyby jakiś tyran odebrał uczniom prawo do niewypełniania obowiązków, jakie mieliby wtedy dzieciństwo? Na kogo by wyrosły? Na automaty. Oczywiście im człowiek starszy, tym rzadziej pozwala sobie na korzystanie z tego prawa. I tego trzeba dzieci nauczyć. Z każdym rokiem zmniejsza się liczba sytuacji, kiedy mogę powiedzieć: teraz postanawiam nie wykonywać swoich obowiązków. Dlatego dorośli tęsknią do dzieciństwa.