Męczennicy ortografii

Nie wiem, dlaczego musimy tak się męczyć z polską ortografią. Przecież nikt jej nie zna, nawet ludzie wykształceni. Jeśli ktoś nie wierzy, niech zrobi badania. Ja podzielę się swoimi obserwacjami.

Nie tak dawno w moim liceum uczniowie urządzili swoim nauczycielom sprawdzian: albo dyktando (dla niehumanistów), albo zadania matematyczne (dla pozostałych). Okazało się, że ze znajomością reguł matematycznych i zasad logicznego myślenia nie jest tak źle (najlepszy wynik to 90 procent poprawnych rozwiązań). Natomiast dużo gorzej jest ze znajomością reguł ortograficznych (zwycięzca zrobił dwadzieścia błędów, a ostatni na liście ponad czterdzieści). Piszę te wyniki słownie, aby nikt nie podejrzewał, że zrobiłem błąd w podawaniu danych. Jeżeli zatem kadra nauczycielska nie umie pisać poprawnie, to kto ma umieć?

Jeśli ktoś uważa, że poloniści potrafią pisać bezbłędnie, jest bardzo naiwny. Sami studenci polonistyki robią tyle byków w pracach, że konserwatywnie nastawieni profesorowie nie wiedzą, co z takimi delikwentami robić. Reszta wykładowców macha ręką na tę ułomność studentów.

A jeśli ktoś uważa, że nauczyciele języka polskiego nie popełniają błędów, to grubo się myli. Niech taki naiwniak zapisze się do grupy egzaminatorów, sprawdzających prace maturalne z polskiego, a się załamie. Co się dzieje podczas sprawdzania matur? Siedzimy sobie w kilkunastoosobowych grupach nauczycieli w wieku od nieopierzonego pracownika oświaty do weterana tuż przed emeryturą, a zdarzają się też i emeryci. I co stanowi największy problem dla egzaminatorów? Nie tzw. klucz odpowiedzi, ale właśnie ortografia.

Bez przerwy ktoś się pyta (na głos, niczym się nie krępując), jak coś się pisze, bo nie ma pewności. A słowniki ortograficzne są w ciągłym ruchu. Żadna grupa polonistów nie rozpocznie pracy, dopóki na biurkach nie pojawią się słowniki ortograficzne. Gdy to zobaczyłem po raz pierwszy, oniemiałem. Ale teraz jestem już przyzwyczajony, że poloniści nie znają dobrze zasad. Kiedy zapytałem o to pewną weterankę w zawodzie nauczyciela, opowiedziała mi historyjkę o Tuwimie. Otóż kiedy tego poetę zapytał jakiś dziennikarz, co mu sprawiało największy problem w trakcie pisania swych pięknych wierszy, odpowiedział: „Najbardziej się bałem, że popełnię błąd ortograficzny”. Tyle Tuwim.

Dlatego uważam, że nie powinniśmy udawać. Ortografia polska jest zła, ponieważ prawie nikt jej nie zna: ani w teorii, ani w praktyce. Po co więc się męczyć. Niechże w końcu profesorowie od języka wezmą się do pracy i pomogą wszystkim Polakom, także polonistom, pisać i nie bać się, że w tekście pojawią się błędy. Niech polska ortografia będzie w końcu prosta jak podanie ręki. Czy to dla członków Rady Języka Polskiego za trudne? A może to przejaw sadyzmu? Ostrzegam, bo powiadomię ministra Ziobrę!