Nauczyć seksu

O życiu płciowym trzeba uczyć dzieci, zanim rozpoczną współżycie, albo w ogóle. W obecnej szkole można nauczyć się wszystkiego, co wiąże się z seksem, ale na pewno nie w ramach lekcji wychowania seksualnego. Takich lekcji po prostu nie ma. Wtajemniczają koleżanki, koledzy, poligonem doświadczalnym jest korytarz, toaleta, dyskoteka i przede wszystkim szkolna wycieczka. Dopiero kiedy już młodzież wszystko wie, organizuje się dla niej spotkanie z seksuologiem.

W ostatnich dniach media przekazywały newsy o zarażeniu się AIDS, sugerując jednocześnie ludziom, że powinni zdobywać wiedzę w zakresie życia płciowego. To pragnienie wiedzy powinno być na tyle silne, aby szkoły nie mogły przejść wobec niego obojętnie. Dobrze jest przecież wiedzieć, na czym polega niebezpieczeństwo zarażenia siebie i innych chorobami przenoszonymi drogą płciową. Czy rodzice i ich dzieci zaczną wywierać nacisk na rady pedagogiczne, aby uruchomiły program wychowania seksualnego z prawdziwego zdarzenia?

Obecnie sytuacja wygląda tak. Dyrekcja musi sama wygospodarować środki na tego typu kształcenie. Oficjalnie gmina powinna zapłacić, ale nieoficjalnie wiadomo, że lepiej dla dyrekcji, aby po te pieniądze ręki nie wyciągała. Stołek może się zachwiać. Tak przeszkolona dyrekcja skłania wychowawców, aby przemówili rodzicom do rozumu, czyli przekonali, że wychowanie seksualne jest niepotrzebne.

Rodzice nie stają okoniem. Wychowawca przecież wie lepiej i nawet ma przygotowane specjalne druki, służące wypędzeniu tej niebezpiecznej wiedzy ze szkół. Rodzice podpisują zatem masowo oświadczenia, że wychowania seksualnego dla swoich dzieci nie chcą. Rodzic ma władzę nad swoim dzieckiem. Skoro nie chce nauki tego wstrętnego seksu, szkoła jest niewinna. Papiery są w porządku, bo przecież oficjalnie rodzic dostał ofertę wychowania seksualnego, ale ją odrzucił. Jego wolna wola.

Tak oto szkoła z woli MEN, podległych im kuratoriów oświaty oraz wydziałów edukacji wyrzekła się roli wychowawcy. W kolejce do bycia wychowawcą młodzieży stoją inni. Przede wszystkim media. Tylko że dziennikarze potrzebują jakiegoś wydarzenia, bo bez tego nie ma sensu mówić o problemach życia płciowego. Czekam więc na kolejne wydarzenie, jakąś sensację – niech młodzież nauczy się czegoś na cudzych błędach, zanim sama zacznie błądzić.

Nic dziwnego, że ludzie spragnieni wiedzy wchodzą do Internetu, siadają przed telewizorem, sięgają po prasę, włączają radio. Szkoła jako źródło wiedzy jest na szarym końcu.