Alkohol na studniówce

W najbliższy weekend w Łodzi odbędą się pierwsze w tym roku studniówki. W związki z tym mam radę dla wszystkich spragnionych zabawy: postępujcie z alkoholem – tak w sensie kupowania, przynoszenia na bal, jak i ewentualnego spożycia – rozsądnie i dojrzale. Swoją radę kieruję zarówno do uczniów, rodziców, jak i nauczycieli. Wszystkim zdarza się zapomnieć, że celem studniówki jest dobra zabawa, a nie chłeptanie wódki, wina czy piwa, aż rozum pójdzie spać i obudzą się demony.

Zdarzyło się, że nastolatka z mojej szkoły zamówiła wódkę u taksówkarza. Podała nazwisko, numer telefonu, wyjaśniła, że chodzi o bal w Hotelu Centrum. Zapomniała jednak dodać, że jest uczennicą. Tymczasem taksówkarz pomyślał, że zamówienie złożyła nauczycielka. Wparował nagle do sali, gdzie siedziała część rady pedagogicznej, i wykrzyczał nazwisko X. Spojrzeliśmy po sobie, bo żaden belfer tak się nie nazywał. Koledze przyszło do głowy, że może to chłopak którejś z nauczycielek. Ale taksówkarz twierdził, że zamawiała kobieta, raczej młoda. To może dziewczyna jednego z młodszych nauczycieli – zauważyłem. Poleciałem sprawdzić. W tym czasie taksówkarz zorientował się, że coś tu nie gra, i zniknął. Podobno dostarczył baterię alkoholu pod właściwy adres. Zapamiętałem nazwisko uczennicy, więc miała dziewczyna później problemy. Za głupotę trzeba płacić.

Uczniowie powinni pokazać swoim partnerom, kto jest dyrektorem, kto jego zastępcą, kto wychowawcą itd. Zdarza się bowiem, że osoba towarzysząca zalewa się w trupa, bluźni na dyrektora lub wychowawcę, myśląc, że to ktoś nieważny. Zresztą na nikogo nie wolno bluźnić, ale na dyrektora szczególnie. Ludzi trzeba szanować, także będąc pod wpływem alkoholu. Jak ktoś tego nie potrafi, tylko po kieliszku wychodzi z niego agresywne bydlę, lepiej niech stroni od alkoholu.

A rodzice? Błagam! Nie przychodźcie na studniówkę swoich dzieci ubrani jak do pracy w oborze. Załóżcie coś eleganckiego, aby nie trzeba było usuwać was z nagrań, albo zostańcie w domu. I co jeszcze ważniejsze, nie przemycajcie alkoholu dla waszych nierozgarniętych pociech. Nieraz widziałem tatusia, który dostarczał synusiowi lub córuni butelkę wódki, wina czy kilka piw, bo przecież ojca nikt nie skontroluje. Matki w takiej roli też widywałem, ale rzadziej.

Wielu nauczycieli pije alkohol na studniówce, niektórzy tak dużo, że przypominają sobie, jak to było w wieku niemowlęcym, gdy bez pieluchy ani rusz. Oczywiście to wyjątek, podobnie jak wyjątkiem jest całkowita abstynencja. Zwykle nauczyciele piją w sam raz, tzn. każdy tyle, ile uważa za słuszne. Zdarzało się, że i ja piłem, czasem sporo. Zauważyłem jednak, że to źle działa na moich wychowanków, dlatego od paru lat na studniówce nie biorę kieliszka do rąk, nie licząc kilku łyków szampana. Nie znaczy to, że nie lubię pić. Lubię, ale tego nie robię.