Chamskie zaparte

Kiedy na kogoś padnie podejrzenie graniczące z pewnością, że zrobił coś nagannego, podobno należy iść w chamskie zaparte, czyli nie przyznawać się tak długo, jak tylko się da. Nie wiem, skąd się wziął ten sposób reagowania na oskarżenia. Może wyssaliśmy go z mlekiem matki. Może winne są zabory, nazizm i komunizm. Może przykład idzie z góry – od prezydenta czy biskupa. Może uczy takiej reakcji rodzina, podwórko, szkoła. Może tacy fałszywi jesteśmy. Faktem jest, że „chamskie zaparte” cieszy się wielką popularnością.

W chamskie zaparte idą często uczniowie. Zdarzyło się, że nauczyciel z mojej szkoły wszedł do toalety na trzecim piętrze. A tam czterej uczniowie pili wódkę, na zagrychę paląc papierosy. Kolega mój, gdy to zobaczył, odruchowo powiedział „przepraszam” i wyszedł. Tak należy zareagować, gdy spotyka się w mieście nieznajomych facetów pijących wódkę – lepiej zejść im z oczu. Dopiero za drzwiami kumpel uświadomił sobie, że jest nauczycielem, więc powinien zareagować inaczej. Wrócił i zapytał: „A co wy, panowie, wódkę w szkole pijecie?”

Tymczasem uczniowie, zamiast powiedzieć: „przepraszamy, to się więcej nie powtórzy”, zaczęli przysięgać, że nie pili, chociaż każdemu z gęby jechało, że aż mdliło. Butelkę zdążyli schować. Słuchając tych kłamstw, kolega tak się wkurzył, że doprowadził do zebrania się rady pedagogicznej, której przedstawił wniosek o usunięcie chłopaków z budy. Nie mógł im darować, że uparcie szli w chamskie zaparte. Dodam, że wcześniej wielu było uczniów, którzy lubili wlewać w siebie alkohol i palić papierosy akurat w murach szkoły, ale nigdy za to nie wyrzucano ze szkoły. Tych chłopaków też nie wyrzuciliśmy za picie, tylko za to, że szli w chamskie zaparte, przysięgając, iż nie wypili ani kropelki.

Wydaje się, że metoda na chamskie zaparte szkodzi osobie podejrzewanej o przestępstwo. A jednak nieomal każdy najpierw zaprzecza, a dopiero potem myśli. Pamiętam, jak dyrektor udzielił nagany nauczycielce za to, że notorycznie spóźniała się do pracy. Koleżanka w ogóle nie poczuwała się do winy, dlatego uparcie twierdziła, że się nie spóźnia. Fakty były inne, ale kto wierzy faktom. Zdecydowała się odwołać od nagany, idąc w chamskie zaparte. Ponieważ przyjaźniłem się z nią, zacząłem myśleć, jak tu jej pomóc. A miała w obowiązkach przynoszenie prasy z pobliskiego kiosku. Wprawdzie zawsze ja tę prasę za nią odbierałem, o czym wszyscy wiedzieli, ale szef pewnie nie. Teraz więc podpowiedziałem jej, aby napisała w odwołaniu, że jej czas pracy liczy się od chwili, gdy odbiera w kiosku prasę dla szkoły. Jeśli więc nawet przychodzi 5-15 minut po dzwonku, to w świetle prawa wcale się do pracy nie spóźnia.

Już myśleliśmy, że pójście w chamskie zaparte się przydało, bo szef naganę anulował. Świętowaliśmy zwycięstwo. Niestety, koleżanka w niedługim czasie przestała u nas pracować. Skoro nie chciała przyznać się do ewidentnej winy, wyleciała na zbity pyszczek. Do tej pory żałuję, że jako przyjaciel nie poradziłem jej, aby jednak przyznała się do winy, przyjęła karę i obiecała nigdy więcej się nie spóźniać.