„Playboy” i Biblia

Mcwal we wczorajszym komentarzu przypomniał mi lekcje, które prowadziłem o Biblii. Poprosiłem uczniów, aby udowodnili, że Pismo święte jest obecne we współczesnej kulturze. Wszystkie prace trzymam do dziś. Także tę z dolarem Pana syna, Wiktora. Szkoda, że wcześniej nie znałem okoliczności, w jakich powstawała ta praca. Kolekcjonuję historie powstawania projektów, które zadaję uczniom. Mam materiał na książkę.

W związku z pracą o Biblii matka mojego ucznia (klasa d, nie c) doznała szoku, dlatego chciała ze mną porozmawiać. Nie było to dla niej łatwe – ja mężczyzna, ona kobieta. Różnica wieku, mentalności, doświadczeń życiowych itd. Poprosiłem, aby zaczęła od początku i niczego nie ukrywała.

Powiedziała, że syn (16 lat) poprosił ojca o jakiś numer „Playboya”. Ojciec powiedział, że nie ma. Matka odparowała, że stary ma. Ojciec: „Nie mam”. Matka: „Masz”. Ojciec: „Mówię ci, że nie mam”. Matka: „Masz na strychu ze sto numerów”. Ojciec: „Pożyczyłem wszystkie koledze”. Syn: „To pójdę i kupię”. Ojciec: „Dobrze”. Matka: „Mój syn nie będzie kupował ‚Playboya'”. Ojciec: „To niech kupi jeszcze dżem truskawkowy i przy okazji gazetę. Ja tak zawsze robię”. Matka: „Jeszcze go ktoś zobaczy”. Syn: „Ale ja już nieraz kupowałem ‚Playboya'”. Matka: „Niemożliwe”. Ojciec: „Dla mnie czasem kupował”. Syn: „To dajcie pieniądze”. I poszedł po „Playboya”.

Gdy się wydało, że „Playboy” jest potrzebny chłopakowi w związku z pracą domową z języka polskiego, rozmowa była jeszcze ciekawsza. Widocznie Dulska miała siostrę i ta zamieszkała w Łodzi. W każdym razie ja uczyłem młodego Zbyszka i – nie wiedząc, że to też Dulski – zadałem niemoralne zadanie. Tzn. ja niczego nie sugerowałem. Decyzja, gdzie dostrzega się obecność Biblii, należała do ucznia. Ten zbuntowany młodzieniec widział Pismo święte w „Playboyu”.

Wrócił do domu z czasopismem i położył na stole w kuchni. Przy stole usiedli wszyscy mężczyźni – ojciec z dwoma synami. Matka zmywała i słuchała jednym uchem, co robią jej chłopcy. Uczeń wyjaśnił, że chce pokazać, iż biblijne opisy urody żeńskiej z „Pieśni nad pieśniami” dobrze obrazują fotografie nagich kobiet. Teraz trzeba wybrać ideał kobiety, wyciąć zdjęcie i podpisać je cytatem z Biblii. Chwileczkę – powiedział ojciec – i wygłosił monolog o pięknie kobiecego ciała. Mama powiedziała mi, że to ją najbardziej zdenerwowało. „Stary pryk tłumaczył chłopcom, jak rozpoznać ideał kobiety, a na mnie nawet nie spojrzał”. Wściekła się i przestała zmywać. Zaczęła oglądać „Playboya” i wtrącać swoje trzy grosze.

W końcu ojciec przekonał wszystkich, że cytat należy wydrukować w takim samym kolorze, jak odcień skóry modelki. Chłopiec przyniósł na lekcję piękne dzieło – zdjęcie nagiej kobiety z podpisem: „Kim jest ta niewiasta, spoglądająca w dół niczym jutrzenka, piękna jak księżyc w pełni, budząca lęk niczym odziały zgromadzone wokół sztandarów?”. Kolegom wyjaśnił, dlaczego zdecydował się na taki wybór, czym się kierował. Zrozumieliśmy, że „Playboy” jest bliższy Pismu świętemu, niż nam to się wydaje. Projekt godny wykorzystania w reklamie. Oceniłem wysoko.

Matka tego twórczego chłopca wyjaśniła mi, że na początku zdenerwowała się na mnie, potem na syna, następnie na męża. A na końcu na siebie, że jest taka głupia. Dawno jej rodzina nie siedziała przy stole, robiąc coś wspólnie. A teraz nadarzyła się świetna okazja. Mąż był w dobrym humorze, gdyż czuł się jak stary samiec, który uczy życia młodych – swoje potomstwo. A miał wiele do powiedzenia i chłopcy go naprawdę słuchali. A ona – po prostu się wzruszyła, dlatego przyszła mi o tym opowiedzieć.

Ja natomiast nieźle się wystraszyłem. Dwa razy: pierwszy raz, gdy zobaczyłem pracę łączącą erotykę współczesną z tekstem biblijnym, drugi raz, gdy matka ucznia zaczęła swoją opowieść. Bo przecież można było i moje zadanie, i wykonanie ucznia potraktować zupełnie inaczej. Na przykład jako marnowanie czasu, który w całości trzeba poświęcać na przygotowywanie do matury. Punkt widzenia zależy od potrzeb człowieka. Także tych fałszywych potrzeb, jak nota na świadectwie maturalnym i dyplom uczelni, które o niczym nie świadczą. Ani o kreatywności, ani o umiejętności rozwiązywania problemów. Choroba wie, o czym świadczą świadectwa, o które tak walczą nasi uczniowie, godząc się na bezmyślne wkuwanie niepotrzebnej wiedzy.