Giertych ministrem transportu

Udało mi się dotrzeć do alternatywnego projektu podziału ministerstw, tzn. takiego, który mógł wejść w życie, gdyby Roman Giertych nie zgodził się przyjąć teki ministra edukacji. Zgodził się, więc projekt wyrzucono do kosza. Dosłownie do kosza. To był błąd, należało spalić całą dokumentację, a nie nonszalancko umieszczać w koszu. Mnóstwo osób przetrząsa śmietniki sejmu i innych instytucji, wiedząc, że można na tym nieźle zarobić.

Wprawdzie najbardziej zyskuje na tych skarbach prasa brukowa, która płaci najwięcej, ale w tym wypadku było inaczej. Otóż zwinięte kartki z projektem wyciągnęła ręka zwykłego polskiego kloszarda, zwanego inaczej menelem. I tenże bezdomny nie połaszczył się na pieniądze obcego mocarstwa, tylko w imię dobrze rozumianego patriotyzmu oddał całość mnie za przysłowiowe „Bóg zapłać” i niewielką sumkę na ogrzanie wychłodzonego organizmu.

Tak oto stałem się posiadaczem tajemnicy państwowej. Teraz ujawniam ją, bojąc się, że następny wpis do blogu będę tworzył już w celi więziennej.

Okazuje się, że Roman Giertych miał do wyboru: albo edukacja, albo transport. Protokół z rozmów koalicjantów informuje, że szef LPR był o krok od przyjęcia teki ministra transportu. Jednak kiedy przedstawił kolegom z koalicji swój pomysł na rozwiązanie problemów drogowych w Polsce, ci złapali się za głowy. Giertych bowiem chciał jako credo swej działalności ogłosić program: „Zero tolerancji na polskich drogach”.

Głównym założeniem tego projektu było usunięcie z publicznych dróg piratów drogowych i przeniesienie ich na drogi specjalnego nadzoru, po których mogliby się poruszać w ramach resocjalizacji. Ponieważ dróg specjalnego nadzoru w Polsce nie ma, kandydat na ministra transportu składał wniosek, aby zaprzestać budowy autostrad, a zaoszczędzone w ten sposób środki przeznaczyć na wybudowanie dróg karnych – dla piratów. Drugim pomysłem było wprowadzenie tzw. godziny policyjnej, czyli godzin, kiedy wszelkie, nawet najdrobniejsze wykroczenia drogowe karano by niezwykle surowo: odebraniem auta i prawa jazdy. Można by godziny policyjne wprowadzić w okresie największego ruchu, wtedy większość kierowców siedziałaby w domu i okazałoby się, że nawet w Warszawie drogi są wręcz doskonałe, a korki to przeżytek.

Wśród wielu innych pomysłów był ten, aby kierowcy nie mieli prawa jeździć w stringach, posiadać telefonów komórkowych (nawet wyłączonych), żuć gumy, mówić do siebie podczas jazdy i myśleć o całowaniu. Poza tym lider LPR wnioskował o zastąpienie dotychczasowego kodeksu drogowego, który przecież się nie sprawdza, nowymi przepisami, do których stworzenia miała zostać powołana specjalna komisja sejmowa. Wstępnie wykonane sondaże wskazywały, że LPR i sojusznicy mogą w sprawie tego projektu uzyskać znaczące poparcie społeczne, ponieważ lud żąda krwi piratów drogowych i natychmiastowego rozwiązania problemów jazdy po polskich drogach. W powstanie autostrad już naród przestał wierzyć, więc nikt nie zaprotestuje, poza opozycją oczywiście. Przebojem LPR miał być projekt „Zero tolerancji na polskich drogach”.

Czytając ten projekt drogowy podziękowałem losowi, że Roman Giertych otrzymał w zarządzanie edukację, a nie transport. Liczę, iż mniej szkód wyrządzi swymi pomysłami w szkołach, niż mógłby wyrządzić na polskich drogach.