Chrzań ambicję!

Otrzymałem zadanie od dyrekcji, aby przygotować śmieszne wystąpienie z okazji 60-lecia liceum (za 10 dni). Wybrałem właściwego ucznia, tzn. takiego którego cenię i któremu ufam. Chłopak bierze się do roboty, a ja myślę o tym, co zrobić, aby ocalić śmieszność jego wystąpienia. Bo może być tak, jak jest zwykle w tego typu wypadkach. Czyli?

Prawdopodobnie zanim tekst powstanie, cały pomysł pozna klasa mówcy. Oby tylko jedna klasa! Tak to już jest, że rady kolegów i koleżanek są bezcenne. Gdy wypowiedź będzie gotowa, trafi do moich rąk. Ja się pośmieję i dodam swoje 3 grosze, aby było jeszcze śmieszniej. Jest zwyczaj, że niczego nie robi się za plecami wychowawcy. Czyli trzeba pokazać pani profesor, wysłuchać opinii i wprowadzić zmiany. Nawet jeśli w tekście zostanie jeszcze jedno słowo autorstwa ucznia, to droga przez mękę dopiero przed nim. Nie wypada robić czegoś, szczególnie tak ważnego, bez opinii szkolnego pedagoga. Jak nie wyjdzie śmiesznie, krytyka murowana. Dla dobra ucznia lepiej zasięgnąć opinii znawcy. Od pokoju pedagoga blisko do wicedyrektor. Nie obejdzie się bez wstąpienia do tego salonu. Liczba koniecznych poprawek się wydłuża. Chłopak przerabia cały tekst, aby sobie nie zaszkodzić.

Ponieważ dyrektor naczelny jest najbardziej zajęty, dopiero na końcu trafia poprawiony tekst do niego. Wiem z doświadczenia, że po uwagach szefa na pewno wszystko trzeba będzie pisać na nowo. Z błogosławieństwem przełożonego uczeń idzie do koła emerytów. Niestety, okazuje się, że to grono ma całkiem inne poczucie humoru i – co najważniejsze – nie liczy się ze zdaniem obecnego dyrektora. Nic dziwnego, to ludzie wolni. Tekst zmienia oblicze i wygląda jak z epoki późnego Gomułki. Na końcu należy zasięgnąć opinii sponsorów, aby się nie okazało, że szkoła stroi sobie żarty z osób, które wyłożyły pieniądze na tę imprezę. W końcowym efekcie wychodzi spod pióra ucznia tekst sponsorowany przez zaprzyjaźnioną firmę. Jeśli chłopak nie wyzionie ducha po drodze, wejdzie na scenę Teatru Muzycznego i powie coś w stylu „Kup mieszkanie w Łodzi, to z mody nie wychodzi”. Co byłoby najlepszym rozwiązaniem.

Ponieważ każdy będzie się spodziewał, że zostanie wygłoszona jego wersja tekstu, łoskot opadających szczęk będzie słychać aż na Piotrkowskiej. Tylko sponsor wyjdzie zadowolony. A jeśli sponsor, to i dyrektor. A jak naczelny się cieszy, to i wice nie zgrzyta zębami. Jak cała dyrekcja w humorze, to nauczyciele rżą na lekcjach. Jak humor dopisuje belfrom, to i uczniowie mają ubaw po pachy.

Wniosek jest taki: nie pisać nic twórczego, tylko od razu zgłosić się do sponsora. Wtedy nikt nie ucierpi. Oby tylko chłopak nie zawiódł. Jak powiedział Marcellus Wallace z Pulp Fiction, chłopak poczuje na scenie ukłucie w tyłek – to właśnie odezwie się jego wkurzona ambicja. Chrzań ambicję!