Za krótkie wakacje

Kończą się wakacje, więc robię się nerwowy. To ze strachu przed powrotem do pracy. Żona na paluszkach, żeby tylko nie drażnić. Dziecko nie płacze, bo wie, że to nic nie da. Zresztą ja płaczę i nie mam z kim o tym porozmawiać. Jutro pójdę do szkoły, to sobie popłaczę wspólnie z całą radą pedagogiczną. Tu, gdzie mieszkam, koło Szpitala Matki Polki, nie uświadczę żadnego nauczyciela, więc nie mogę liczyć na zrozumienie sąsiadów. Kiedyś próbowałem, to tylko ich wkurzyłem. Zgadza się, ludzie mają krótkie urlopy, a w miesiącach letnich to wielu osobom nie udaje się od szefa wyszarpnąć nawet 3 tygodni ciągłego urlopu. Muszą się zadowalać 2 tygodniami, biedacy. Każdy ma to, na co zasłużył. Jak ktoś musi jednocześnie uczyć, pilnować i wychowywać grupę 30 gotowych na wszystko nastolatków (do tego co lekcja nowa klasa), to chyba należy mu się dłuższy odpoczynek na poratowanie zdrowia psychicznego. Ja i tak mam dobrze, ponieważ pracuję w liceum. Lipiec i sierpień prawie mi wystarczają na doprowadzenie zrujnowanej psychiki do jako takiego stanu. Ale koleżanki i koledzy z gimnazjów powinni pół roku uczyć i pół roku leczyć się w sanatoriach. Dlatego postuluję, aby praca w gimnazjach miała charakter rotacyjny, np. miesiąc mordęgi w trudnych warunkach, a potem miesiąc leczenia zszarganych nerwów. Na pewno przyniesie to korzyć wszystkim stronom. Koszt niewielki, po prostu razy dwa minus wydatki na zasiłki dla bezrobotnych, bo przecież wielu nauczycieli nie ma pracy. A tak i bezrobocie by się zlikwidowało, i uczniowie lepiej by się uczyli.

Nic się nie da zrobić, trzeba od jutra wracać do pracy. I tak mam szczęście, że dzisiaj siedzę w domu, bo normalnie to już trwałaby w najlepsze pierwsza po wakacjach rada pedagogiczna. Dzięki decyzji ministra będziemy radzić dopiero 1 września, a lekcje zaczną się od poniedziałku. Wydaje mi się ten piątek bez uczniów tak naturalny jak wakacje bez śniegu. Aż mnie dziw bierze, dlaczego nikt wcześniej nie podjął takiej decyzji. Nie mówię o PRL-u, bo wtedy 1 września to była rocznica napaści Niemiec na Polskę, więc chodziło się prosto ze szkoły na groby żołnierzy polskich i radzieckich składać kwiaty. Mam na myśli raczej czasy wolnej Polski. Przecież 1 września wypadał w piątek już kilka razy, tj. w 2000 (miały wszystkie komputery na świecie przestać działać, ale nie zadziałały tylko te w polskich szkołach), w 1995 (przeszedłem ze szkoły podstawowej do liceum) i w 1989 (wolność dopiero raczkowała). Co najmniej trzy razy wakacje mogły być chociaż o jeden dzień dłuższe, ale nie były. Nie mogę odżałować.

Wszystko mi z rąk leci. Jeszcze mnie mąż koleżanki (biznesmen) zdenerwował, pytając z fałszywym uśmieszkiem: ?Co, jutro do pracy? Za krótkie te wakacje, nie?? Czy taki biznesmen może zrozumieć, że naprawdę wakacje są dla nauczyciela za krótkie. Zresztą nawet nie chodzi o długość, tylko o jakość. Bawił się facet gdzieś w Meksyku, potem szalał w USA, to może uważać się za spełnionego. Dwutygodniowy urlop miał wypełniony atrakcjami aż po czubek nosa i pewnie myśli, że ja robiłem to samo co on i do tego 4 razy dłużej. Owszem wyjechałem z Łodzi, ale do Suwałk. Tak, bawiłem, ale nie się, tylko dziecko, bo żona wróciła do pracy po urlopie wychowawczym. W ogóle miałem piękne 2 miesiące wolnego, z tego znaczną część przeznaczyłem na gromadzenie dokumentów do teczki awansu zawodowego i przygotowywanie rozkładów materiału na nowy rok szkolny. Ale nic to! Odpocznę sobie w pracy na lekcjach. Podobno ten rok będzie lepszy, ponieważ władze (policja?) mają zabierać trudnych uczniów do szkół specjalnych. Jutro się wszystkiego dowiem.